Piotruś wzbudził
wielkie zainteresowanie. Każdy chciał zrobić nam zdjęcie.
Uciekłam szybko za barierki. Zbyszek udzielał wywiadu.
-Po pierwsze chciałbym
pogratulować ci wygranego meczu i nagrody MVP- zaczął dziennikarz.
-Dziękuję bardzo. Cała
drużyna świetnie się spisała, byliśmy skupieni i to poprowadziło
nas do sukcesu.
-Dzisiaj zszokowałeś
wiele osób. Nikt nie wiedział, że masz syna, a tu nagle tata
niespodzianka, podobieństwo od razu dało się zauważyć- widać
było, że od początku do tego zmierzał.
-Domyślam się, że to
było zaskoczenie- nie chciał nic mówić.
-Nie bądź taki
tajemniczy, uchyl rąbka tajemnicy- zachęcał go.
-Przepraszam, ale to są
sprawy prywatne, o których nie chcę mówić. Muszę już iść-
powiedział i poszedł do szatni.
Ucieszyłam się, że nic
nie powiedział. To były nasze prywatne sprawy, o których media nie
powinny nic wiedzieć. Siedziałam przed szatnią i czekałam na
Zibiego. Zawodnicy Skry schodzili się do szatni. Po moich obu
stronach usiedli Bełchatowscy siatkarze. Był to Szampon i Winiar.
-Widzę, że Zbychu się
ustatkował- zaczął Mariusz.
-Michał- podał mi rękę
i popatrzył wzrokiem mordercy na Wlazłego.
-Monika.
-Dziś wpadam do was,
więc chciałem się przywitać. Zbyszek jednak ma gust do kobiet-
uśmiechnął się do mnie.
-Winiar, nie zapominaj,
że jesteś żonaty- zaśmiał się Szampon.
Siedziałam i słuchałam
ich. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Syn cichutko przyglądał
się siatkarzom.
-Ej zaraz. Ja nie
dostałem zaproszenia- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Ja nikogo nie
zapraszałam, tylko Zibi, ale przyjdź jeśli chcesz.
-A my?- były to głosy
Kłosa i Zatorskiego.
Nie wiedziałam co mam
odpowiedzieć. Na szczęście ZB9 wyszedł z szatni.
-Hej! Chcecie mi rodzinę
zamęczyć?- podszedł i wziął ode mnie synka.
-My się tylko pytaliśmy,
czy też możemy wpaść- tłumaczył Paweł.
Zibi popatrzył na mnie.
Tylko westchnęłam, wzięłam od niego Piotrusia i poszłam się
ubrać. Wiedziałam, że się zgodzi, żeby przyszli. Skoro mają być
Bełchatowianie, to Rzeszowianie też. Ubrałam się i poszłam do
szatni Resovii. Był tam Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek, Nikola i
Wojtek.
-Dobra to kto dziś do
nas przychodzi?- powiedziałam na wstępie.
-Ja!- odezwali się
równocześnie Achrem, Krzysiek, Grzesiek, Lotman i Piotrek.
Grzyb i Kovacevic udali,
że strzelają focha.
-Ale ja właśnie po to
tu jestem, żeby was zaprosić- uśmiechnęłam się.
-A w takim razie ok-
uśmiechnęli się.
-To o 20 u nas.
Wyszłam poszukać
Zbyszka. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Monia! Gdzieś ty była.
Wszędzie cię szukałem- ZB9 przytulił mnie.
-Dobra koniec czułości.
Mów ilu przyjdzie- popatrzyłam na niego.
-Mariusz, Winiar, Kłos,
Zati, Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek- zrobił smutną minkę.
-Zaprosiłam jeszcze
Wojtka i Nikole.
Popatrzył na mnie
zdziwiony.
-Hej. Jak mam mieć w
domu tylu Bełchatowian, to potrzebuję też trochę Resoviaków-
pokazałam mu język.
Uśmiechnął się i mnie
pocałował. Wziął ode mnie syna i poszliśmy do samochodu.
-To do sklepu.
-Ale po meczu jestem
padnięty. Nie chce mi się łazić po...- nie dałam mu dokończyć.
-Trzeba było sobie
kolegów nie spraszać.
W sklepie poszło
sprawnie. Dobrze, że mecz się szybko skończył, to miałam dużo
czasu, żeby wszystko przygotować. Zibi miał położyć syna spać
i posprzątać, a mi przypadło pieczenie. Standardowe tiramisu i
szarlotka szybko były gotowe, więc zrobiłam dużo kolorowych
babeczek. ZB9 wywiązał się z zadania. Wszystko było gotowe, więc
poszłam się przebrać. Postawiłam na zielone rurki i fioletowy
t-shirt. Zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na zegarek, była 19:45.
Poszłam otworzyć.
-Cześć- w drzwiach stał
Alek, Pit, Kosa, Paul, Wojtek i Nikola.
-Cześć. Wchodźcie, ale
co tak wcześnie?
-Wiesz. Mała zemsta na
Igle za te serpentyny- każdy wyciągnął karabin na wodę.
-A w takim razie
zapraszam do łazienki po amunicję- zaśmiałam się.
Po naładowaniu broni
usiedli z nami w salonie. Około 20 zadzwonił dzwonek. Ustawili się,
a ja poszłam otworzyć.
-Hej- był to Winiar,
Mariusz, Paweł i Karol. Wpuściłam ich.
-Wstrzymać ogień-
zawołałam do Resoviaków.
Bełchatowianie weszli za
mną i ze zdziwieniem popatrzyli na siatkarzy z karabinami na wodę.
-Igła- powiedział Zibi.
Nic więcej nie musiał
dodawać. Zaczęli się śmiać i gratulować pomysłu.
-A czym Krzysiu tym razem
sobie nagrabił?- zaciekawił się Michał.
-Była promocja na
serpentyny w spreju i postanowił każdego na wstępie nimi spryskać.
-Haha. Krzysiu i jego
pomysły. Nawet mnie nimi zaskakuje.
Usłyszeliśmy dzwonek.
Teraz już nie było innej opcji, to musiał być Igła. Poszłam
otworzyć.
-Król imprezy już jest.
Możemy się bawić.
Uśmiechnięta wpuściłam
go, a potem puściłam przodem do salonu.
I kolejny rozdział. Komentujcie ;)
biedny Krzysiu :) kolejny, chcę kolejny
OdpowiedzUsuńNa każdy kolejny rozdział czekam z coraz to większą niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne :)