sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XXXI

       Piotruś wzbudził wielkie zainteresowanie. Każdy chciał zrobić nam zdjęcie. Uciekłam szybko za barierki. Zbyszek udzielał wywiadu.
-Po pierwsze chciałbym pogratulować ci wygranego meczu i nagrody MVP- zaczął dziennikarz.
-Dziękuję bardzo. Cała drużyna świetnie się spisała, byliśmy skupieni i to poprowadziło nas do sukcesu.
-Dzisiaj zszokowałeś wiele osób. Nikt nie wiedział, że masz syna, a tu nagle tata niespodzianka, podobieństwo od razu dało się zauważyć- widać było, że od początku do tego zmierzał.
-Domyślam się, że to było zaskoczenie- nie chciał nic mówić.
-Nie bądź taki tajemniczy, uchyl rąbka tajemnicy- zachęcał go.
-Przepraszam, ale to są sprawy prywatne, o których nie chcę mówić. Muszę już iść- powiedział i poszedł do szatni.
Ucieszyłam się, że nic nie powiedział. To były nasze prywatne sprawy, o których media nie powinny nic wiedzieć. Siedziałam przed szatnią i czekałam na Zibiego. Zawodnicy Skry schodzili się do szatni. Po moich obu stronach usiedli Bełchatowscy siatkarze. Był to Szampon i Winiar.
-Widzę, że Zbychu się ustatkował- zaczął Mariusz.
-Michał- podał mi rękę i popatrzył wzrokiem mordercy na Wlazłego.
-Monika.
-Dziś wpadam do was, więc chciałem się przywitać. Zbyszek jednak ma gust do kobiet- uśmiechnął się do mnie.
-Winiar, nie zapominaj, że jesteś żonaty- zaśmiał się Szampon.
Siedziałam i słuchałam ich. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Syn cichutko przyglądał się siatkarzom.
-Ej zaraz. Ja nie dostałem zaproszenia- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Ja nikogo nie zapraszałam, tylko Zibi, ale przyjdź jeśli chcesz.
-A my?- były to głosy Kłosa i Zatorskiego.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Na szczęście ZB9 wyszedł z szatni.
-Hej! Chcecie mi rodzinę zamęczyć?- podszedł i wziął ode mnie synka.
-My się tylko pytaliśmy, czy też możemy wpaść- tłumaczył Paweł.
Zibi popatrzył na mnie. Tylko westchnęłam, wzięłam od niego Piotrusia i poszłam się ubrać. Wiedziałam, że się zgodzi, żeby przyszli. Skoro mają być Bełchatowianie, to Rzeszowianie też. Ubrałam się i poszłam do szatni Resovii. Był tam Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek, Nikola i Wojtek.
-Dobra to kto dziś do nas przychodzi?- powiedziałam na wstępie.
-Ja!- odezwali się równocześnie Achrem, Krzysiek, Grzesiek, Lotman i Piotrek.
Grzyb i Kovacevic udali, że strzelają focha.
-Ale ja właśnie po to tu jestem, żeby was zaprosić- uśmiechnęłam się.
-A w takim razie ok- uśmiechnęli się.
-To o 20 u nas.
Wyszłam poszukać Zbyszka. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Monia! Gdzieś ty była. Wszędzie cię szukałem- ZB9 przytulił mnie.
-Dobra koniec czułości. Mów ilu przyjdzie- popatrzyłam na niego.
-Mariusz, Winiar, Kłos, Zati, Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek- zrobił smutną minkę.
-Zaprosiłam jeszcze Wojtka i Nikole.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Hej. Jak mam mieć w domu tylu Bełchatowian, to potrzebuję też trochę Resoviaków- pokazałam mu język.
Uśmiechnął się i mnie pocałował. Wziął ode mnie syna i poszliśmy do samochodu.
-To do sklepu.
-Ale po meczu jestem padnięty. Nie chce mi się łazić po...- nie dałam mu dokończyć.
-Trzeba było sobie kolegów nie spraszać.
W sklepie poszło sprawnie. Dobrze, że mecz się szybko skończył, to miałam dużo czasu, żeby wszystko przygotować. Zibi miał położyć syna spać i posprzątać, a mi przypadło pieczenie. Standardowe tiramisu i szarlotka szybko były gotowe, więc zrobiłam dużo kolorowych babeczek. ZB9 wywiązał się z zadania. Wszystko było gotowe, więc poszłam się przebrać. Postawiłam na zielone rurki i fioletowy t-shirt. Zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na zegarek, była 19:45. Poszłam otworzyć.
-Cześć- w drzwiach stał Alek, Pit, Kosa, Paul, Wojtek i Nikola.
-Cześć. Wchodźcie, ale co tak wcześnie?
-Wiesz. Mała zemsta na Igle za te serpentyny- każdy wyciągnął karabin na wodę.
-A w takim razie zapraszam do łazienki po amunicję- zaśmiałam się.
Po naładowaniu broni usiedli z nami w salonie. Około 20 zadzwonił dzwonek. Ustawili się, a ja poszłam otworzyć.
-Hej- był to Winiar, Mariusz, Paweł i Karol. Wpuściłam ich.
-Wstrzymać ogień- zawołałam do Resoviaków.
Bełchatowianie weszli za mną i ze zdziwieniem popatrzyli na siatkarzy z karabinami na wodę.
-Igła- powiedział Zibi.
Nic więcej nie musiał dodawać. Zaczęli się śmiać i gratulować pomysłu.
-A czym Krzysiu tym razem sobie nagrabił?- zaciekawił się Michał.
-Była promocja na serpentyny w spreju i postanowił każdego na wstępie nimi spryskać.
-Haha. Krzysiu i jego pomysły. Nawet mnie nimi zaskakuje.
Usłyszeliśmy dzwonek. Teraz już nie było innej opcji, to musiał być Igła. Poszłam otworzyć.
-Król imprezy już jest. Możemy się bawić.
Uśmiechnięta wpuściłam go, a potem puściłam przodem do salonu.

I kolejny rozdział. Komentujcie ;)

2 komentarze:

  1. biedny Krzysiu :) kolejny, chcę kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Na każdy kolejny rozdział czekam z coraz to większą niecierpliwością :)
    Opowiadanie jest świetne :)

    OdpowiedzUsuń