sobota, 16 lutego 2013

Rozdział XXIV

-Dawid mi powiedział, że urodziłaś.
-Nie powinien ci mówić.
-Zakazałaś mu mówić tylko Zbyszkowi.
-Piotrek nie powiesz Bartmanowi?
-Nie powiem. Zwątpił w ciebie, a ja cały czas mu mówiłem, że nigdy w życiu byś go nie zdradziła.
-Dzięki. Skoro już tu jesteś to mam prośbę.
-Proś o co chcesz.
-Zostaniesz ojcem chrzestnym Piotrusia?
-Dałaś dziecku na imię Piotrek?- wzruszył się- Jasne, że nim zostanę. Kiedy chrzciny?
-Konrad załatwił na jutro. Na początku myślałam, że to za wcześnie, ale teraz uważam, że jest dobrze.
-Nawet bardzo, bo jutro wieczorem muszę już wrócić do Spały.
Pogadaliśmy chwilę, a potem przyszedł lekarz z moim wypisem. Chrzciny były cudowne. Chrzestną została Magda. W kościele dzieci przychodziły do Piotrka co chwilę po autografy. Wszyscy się dobrze bawili i nikt co mnie ucieszyło nie wspomniał o Zbyszku.
Czas leciał szybko. Polacy wygrali ligę światową i przygotowywali się do mistrzostw europy. Ja opiekowałam się dzieckiem. Konrad bardzo mi pomagał, bez niego nie dałabym rady. Pit w przerwie między ligą światową, a przygotowaniami na ME przyjechał odwiedzić chrześniaka.
-Gadałem ze Zbyszkiem.
-Po co mi to mówisz?- zapytałam.
-Chce zobaczyć dziecko.
-Wie, że jesteś chrzestnym?
-Nie. Nie wie nawet, że to chłopiec.
-Nie mów mu nic. To on wszystko zepsuł, więc niech teraz za to płaci.
-Odsuwasz go od jego dziecka.
-Już wierzy, że to jego dziecko? Za późno. Piotrek?
-Hm?
-Zrobisz mi zdjęcie z małym na rękach?
-Jasne.
Podałam mu swój telefon. Gdy tylko zrobił zdjęcie wysłałam je Zbyszkowi z podpisem „A mogliśmy być szczęśliwą rodziną. Piotruś będzie żył bez ojca, ale przynajmniej ma wspaniałego ojca chrzestnego”.
-Możesz powiedzieć Zibiemu, że jesteś chrzestnym.
-Czemu?
Pokazałam mu co wysłałam Bartmanowi.
-Jestem wspaniały- uśmiechnął się.
-Pewnie, że jesteś.
Nagle posmutniał.
-Kiedy wyjeżdżacie?
Czyli przyszedł czas na tą rozmowę. Bałam się jej.
-Za dwa tygodnie.
-Co?! Ale mieliście później.
-Tak, ale chcemy się urządzić i przyzwyczaić znów do mówienia po angielsku.
-Ale Piotruś jest jeszcze za mały. Nie powinnaś go wywozić do Stanów.
-Mam studia. To moja życiowa szansa.
-Nie zatrzymam cię, ale..- nie dane mu było dokończyć, bo mój telefon zadzwonił.
Spojrzałam na wyświetlacz. Zbyszek. Pit, gdy zobaczył kto dzwoni wyrwał mi telefon.
-Ej!
-Cześć Zibi... Jestem chrzestnym to odwiedzam chrześniaka... pamiętasz jak zniknąłem na dwa dni ze Spały?... Czekaj zapytam. Mogę ci dać telefon?- zwrócił się do mnie.
-Nie- powiedziałam prawie bezgłośnie.
-Nie zgodziła się... Jasne przekaże. Trzymaj się. Kazał ci powiedzieć, że cię kocha i przeprasza.
-Za późno. A ty powinieneś oberwać za zabranie mi komórki.
-Przepraszam- popatrzył na mnie taką minką, że nie można mu było nie wybaczyć.
-Wybaczam- zaśmiałam się.
-Słucham mam jeszcze tydzień wolnego. Mogę zostać z wami ten czas? Chcę się nacieszyć małym.
-Jasne.
Czas minął szybko. Niem się obejrzałam siedziałam w samolocie do Bostonu.
-Wszystko będzie dobrze- mówił Konrad.
Po podróży weszliśmy do naszego nowego mieszkania. Rzeczy już tam na nas czekały. Piotruś nerwowo kręcił mi się na rękach.
-Zaczynamy nowe życie kochanie.- powiedziałam do niego i pocałowałam w czoło.


No spisaliście się w 100% :D To teraz kolejne 10 komentarzy i jutro nowy rozdział ;)

2 komentarze:

  1. Swietny blog! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twoj blog ! ;) ale Zibi musi z nią być ! Nie moze byc inaczej ;p

    OdpowiedzUsuń