Z
lotniska pojechałam na dworzec. W pociągu bawiłam się z
Piotrusiem. Patrzyłam na niego. Był taki podobny do ojca. Te same
oczy, te same rysy twarzy i kolor włosów. Jak on mógł pomyśleć,
że to nie jest jego dziecko? Przez całą drogę synek nie dał mi
odpocząć. Był pełen energii dzięki temu, że przespał cały
lot. Dawid miał nas odebrać z dworca, ale nigdzie go nie widziałam.
Dostałam sms-a. Od niego :”Nie dam rady was odebrać, ale wysłałem
zastępstwo”. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną. Odwróciłam
się modląc, żeby to nie była osoba o której myślę.
-Kochanie..-
ten głos rozpoznam wszędzie.
-Nie
nazywaj mnie tak.
Piotruś
zaczął mi się wyrywać. Zbyszek spuścił głowę i zobaczył
syna.
-Mogę?-
wyciągnął ręce.
-Nie-
powiedziałam i przytuliłam mocno małego.- Już wierzysz, że to
twój syn? Nie za późno?
-Wiem,
że to mój syn i mam nadzieję, że nie jest za późno.
-To
w takim razie rozczaruję cię. Jest za późno. Daj nam spokój!
-Nie
potrafię. Kocham was- ujął moją twarz w dłonie i pocałował
mnie.
Nie
umiałam się bronić. A może nie chciałam? Poczułam, że moje
serce wali jak oszalałe. Bardzo mi go brakowało. Poczułam, że
synek zaczyna się wiercić. Mimo że nie chciałam tego wyrwałam
się Zbyszkowi. Popatrzył mi w oczy.
-Co
się stało? Myślałem, że też to czułaś.
-Czułam-
miał zdezorientowany wzrok- Ale też czułam, że gnieciemy dziecko.
Popatrzył
na Piotrusia i wystawił ręce. Tym razem nie protestowałam, tylko
podałam mu syna. Trzymał go tak jakby to był największy skarb.
Wziął moją walizkę i poszliśmy do samochodu. Niechętnie oddał
mi dziecko, ale musiał prowadzić. Jechaliśmy w kierunku jego
mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce poczułam, że nigdy nie
powinnam stąd odchodzić. Mały zasnął. Położyłam go na
kanapie. Obok mnie usiadł Zbyszek i objął ramieniem. Z boku pewnie
wyglądaliśmy na szczęśliwą rodzinę, ale w mojej głowie
kotłowało się wiele myśli. Po pierwsze musiałam wiedzieć, czemu
Zibi myślał, że go zdradziłam. Po drugie nie wiedziałam, czy
będziemy razem. I po trzecie. Konrad. Czeka na mnie w Bostonie i na
moją decyzję. Już traktuje nas jak rodzinę. Nie wiedziałam, czy
dam radę powiedzieć mu, że nic między nami nie będzie.
-Wszystko
się ułoży- wyrwał mnie z zamyślenia głos Zbyszka.
Uśmiechnęłam
się. Do tej pory Konrad mi to mówił.
-Muszę
cię o coś zapytać.
-Pytaj
o co chcesz- powiedział przytulając mnie.
-Skąd
pomysł, że to nie twój syn?
Westchnął
i wszystko dokładnie mi opowiedział. Nie mogłam uwierzyć. Osoba,
którą uważałam za przyjaciela zrobiła mi takie świństwo?
-Przepraszam
cię. Nie powinienem im wierzyć, ale wpadłem w pułapkę. Wybacz
mi. Kocham cię.
Pocałowałam
go, a właściwie wpiłam się w jego usta. Tak bardzo mi ich
brakowało. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zbyszek
wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Długo nie odrywaliśmy
się od siebie. Leżałam wtulona w Zibiego, ale przypomniałam sobie
o synku. Wstałam i ubrałam bluzkę ukochanego.
-Gdzie
idziesz?- nie odpowiedziałam.
Po
chwili weszłam do sypialni z dzieckiem na ręku i położyłam się
koło Zbyszka. Piotruś już nie spał. Zibi widząc syna zaczął
się z nim bawić. Słodko wyglądali. Teraz, gdy byli obok siebie
idealnie było widać jacy są podobni. Uśmiechnęłam się.
-Muszę
jechać na trening.
-Jedź.
Poczekamy tu.
-Zabieram
was ze sobą. Chcę się wami nacieszyć i pochwalić synem.
Nie
protestowałam. Wzięłam z walizki ciuchy i poszłam się przebrać.
Gdy wyszłam moje miejsce zajął Zbyszek, a ja przebrałam synka.
Pojechaliśmy na halę. Jak ja tu dawno nie byłam. Prócz nas nikogo
więcej nie było. Zibi poszedł do szatni, a ja zostałam na
trybunach. Po chwili usłyszałam krzyki.
-Monia!-
Igła już do mnie biegł.
-Cześć
wszystkim.
Zostałam
otoczona. Mały przechodził z rąk do rąk. Każdy chciał go
potrzymać.
-Czemu
Piotrek?- zapytał Krzysiu.
-Ma
imię po chrzestnym- uśmiechnęłam się do Pita.
-Jesteś
jego chrzestnym?- spytał Kosa Nowakowskiego.
-Tak
jakoś wyszło- zaśmiał się.
-Foch-
powiedział Igła.
-A
wiesz jak ma na drugie?- zapytałam. Pokręcił głową.- Krzysiu.
Od
razu poprawił mu się humor.
-Ej
chłopaki nie zamęczcie mi rodziny!- usłyszałam Zbyszka.
-Chłopie,
ale on jest do ciebie podobny- powiedział Maciek.
-No
normalnie skóra zdarta z ciebie- wtórował Grzyb.
-Ma
się ten talent- uśmiechnął się Zibi.
-Do
robienia dzieci?- zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta nie
wyłączając mnie.
Siatkarze
poszli się przebrać, a ZB9 usiadł obok mnie. Wyciągnął ręce, a
ja podałam mu syna.
-Musimy
iść do urzędu- powiedział nagle.
-Ale
po co?
-Chcę
uznać syna w świetle prawa i dać mu nazwisko.
-A
nie uważasz, że przydałoby się zrobić jeszcze jedną rzecz?
-Jaką?
-Musisz
przedstawić nas rodzicom.
O matko na dzisiejszym meczu myślałam, że zawału dostane. Siedze z koleżanką na trybunach stan 6:2 dla Bełchatowa. I wejście smoka :D Jak po meczu emocje? Jak się rozdział podoba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz