poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział XXVI

     Z lotniska pojechałam na dworzec. W pociągu bawiłam się z Piotrusiem. Patrzyłam na niego. Był taki podobny do ojca. Te same oczy, te same rysy twarzy i kolor włosów. Jak on mógł pomyśleć, że to nie jest jego dziecko? Przez całą drogę synek nie dał mi odpocząć. Był pełen energii dzięki temu, że przespał cały lot. Dawid miał nas odebrać z dworca, ale nigdzie go nie widziałam. Dostałam sms-a. Od niego :”Nie dam rady was odebrać, ale wysłałem zastępstwo”. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną. Odwróciłam się modląc, żeby to nie była osoba o której myślę.
-Kochanie..- ten głos rozpoznam wszędzie.
-Nie nazywaj mnie tak.
Piotruś zaczął mi się wyrywać. Zbyszek spuścił głowę i zobaczył syna.
-Mogę?- wyciągnął ręce.
-Nie- powiedziałam i przytuliłam mocno małego.- Już wierzysz, że to twój syn? Nie za późno?
-Wiem, że to mój syn i mam nadzieję, że nie jest za późno.
-To w takim razie rozczaruję cię. Jest za późno. Daj nam spokój!
-Nie potrafię. Kocham was- ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie.
Nie umiałam się bronić. A może nie chciałam? Poczułam, że moje serce wali jak oszalałe. Bardzo mi go brakowało. Poczułam, że synek zaczyna się wiercić. Mimo że nie chciałam tego wyrwałam się Zbyszkowi. Popatrzył mi w oczy.
-Co się stało? Myślałem, że też to czułaś.
-Czułam- miał zdezorientowany wzrok- Ale też czułam, że gnieciemy dziecko.
Popatrzył na Piotrusia i wystawił ręce. Tym razem nie protestowałam, tylko podałam mu syna. Trzymał go tak jakby to był największy skarb. Wziął moją walizkę i poszliśmy do samochodu. Niechętnie oddał mi dziecko, ale musiał prowadzić. Jechaliśmy w kierunku jego mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce poczułam, że nigdy nie powinnam stąd odchodzić. Mały zasnął. Położyłam go na kanapie. Obok mnie usiadł Zbyszek i objął ramieniem. Z boku pewnie wyglądaliśmy na szczęśliwą rodzinę, ale w mojej głowie kotłowało się wiele myśli. Po pierwsze musiałam wiedzieć, czemu Zibi myślał, że go zdradziłam. Po drugie nie wiedziałam, czy będziemy razem. I po trzecie. Konrad. Czeka na mnie w Bostonie i na moją decyzję. Już traktuje nas jak rodzinę. Nie wiedziałam, czy dam radę powiedzieć mu, że nic między nami nie będzie.
-Wszystko się ułoży- wyrwał mnie z zamyślenia głos Zbyszka.
Uśmiechnęłam się. Do tej pory Konrad mi to mówił.
-Muszę cię o coś zapytać.
-Pytaj o co chcesz- powiedział przytulając mnie.
-Skąd pomysł, że to nie twój syn?
Westchnął i wszystko dokładnie mi opowiedział. Nie mogłam uwierzyć. Osoba, którą uważałam za przyjaciela zrobiła mi takie świństwo?
-Przepraszam cię. Nie powinienem im wierzyć, ale wpadłem w pułapkę. Wybacz mi. Kocham cię.
Pocałowałam go, a właściwie wpiłam się w jego usta. Tak bardzo mi ich brakowało. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zbyszek wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Długo nie odrywaliśmy się od siebie. Leżałam wtulona w Zibiego, ale przypomniałam sobie o synku. Wstałam i ubrałam bluzkę ukochanego.
-Gdzie idziesz?- nie odpowiedziałam.
Po chwili weszłam do sypialni z dzieckiem na ręku i położyłam się koło Zbyszka. Piotruś już nie spał. Zibi widząc syna zaczął się z nim bawić. Słodko wyglądali. Teraz, gdy byli obok siebie idealnie było widać jacy są podobni. Uśmiechnęłam się.
-Muszę jechać na trening.
-Jedź. Poczekamy tu.
-Zabieram was ze sobą. Chcę się wami nacieszyć i pochwalić synem.
Nie protestowałam. Wzięłam z walizki ciuchy i poszłam się przebrać. Gdy wyszłam moje miejsce zajął Zbyszek, a ja przebrałam synka. Pojechaliśmy na halę. Jak ja tu dawno nie byłam. Prócz nas nikogo więcej nie było. Zibi poszedł do szatni, a ja zostałam na trybunach. Po chwili usłyszałam krzyki.
-Monia!- Igła już do mnie biegł.
-Cześć wszystkim.
Zostałam otoczona. Mały przechodził z rąk do rąk. Każdy chciał go potrzymać.
-Czemu Piotrek?- zapytał Krzysiu.
-Ma imię po chrzestnym- uśmiechnęłam się do Pita.
-Jesteś jego chrzestnym?- spytał Kosa Nowakowskiego.
-Tak jakoś wyszło- zaśmiał się.
-Foch- powiedział Igła.
-A wiesz jak ma na drugie?- zapytałam. Pokręcił głową.- Krzysiu.
Od razu poprawił mu się humor.
-Ej chłopaki nie zamęczcie mi rodziny!- usłyszałam Zbyszka.
-Chłopie, ale on jest do ciebie podobny- powiedział Maciek.
-No normalnie skóra zdarta z ciebie- wtórował Grzyb.
-Ma się ten talent- uśmiechnął się Zibi.
-Do robienia dzieci?- zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta nie wyłączając mnie.
Siatkarze poszli się przebrać, a ZB9 usiadł obok mnie. Wyciągnął ręce, a ja podałam mu syna.
-Musimy iść do urzędu- powiedział nagle.
-Ale po co?
-Chcę uznać syna w świetle prawa i dać mu nazwisko.
-A nie uważasz, że przydałoby się zrobić jeszcze jedną rzecz?
-Jaką?
-Musisz przedstawić nas rodzicom.

O matko na dzisiejszym meczu myślałam, że zawału dostane. Siedze z koleżanką na trybunach stan 6:2 dla Bełchatowa. I wejście smoka :D Jak po meczu emocje? Jak się rozdział podoba? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz