Rozpętała się wojna.
Środkowi ganiali Igłę po całym mieszkaniu. Udało mu się ukryć
w łazience, ale kiedyś musiał stamtąd wyjść, a oni czekali pod
drzwiami. Zbyszkowi udało się ich na chwilę odciągnąć. W tym
czasie przyszła reszta zespołu i została równie mile powitana
przez libero jak wcześniejsi goście.
-Igła jak ja cię
dorwę!- krzyczał Alek, na co reszta mu wtórowała.
-Krzysiu chyba już dziś
z tego kibla nie wyjdzie- powiedział Zibi.
Siedzieliśmy chwilę
czekając, czy Krzysiu pojawi się w salonie.
-Czyli to piwo będziemy
musieli wypić sami- westchną teatralnie Zbyszek.
Usłyszeliśmy jak
otwierana drzwi łazienki. Siatkarze ustawili się po dwóch stronach
wejścia i czekali, żeby stanął w nich Igła. Gdy się pojawił
rzucili się na niego. Leżał na samym dole.
-Złazić kolosy!-
krzyczał.
-My jeszcze nie
skończyliśmy. To jest pierwszy etap zemsty- powiedział Alek.
Po chwili zeszli z niego
i usiedli spokojnie. Poszłam po Piotrusia, który leżał w
sypialni. Paul przyszedł z córką. Dzieciaki dobrze się ze sobą
bawiły, a my mogliśmy w spokoju porozmawiać.
-To teraz gadaj, gdzie
się ukryłaś?- spytał Alek.
-W Bostonie.
-Znowu?- Kosa się
zdziwił- nigdy bym na to nie wpadł. Ale urodziłaś też w Stanach?
-Nie przed wyjazdem
mieszkałam w Krakowie z przyjacielem. Tam urodziłam, a potem
wyjechaliśmy razem do USA.
-Ale po co tym razem?-
dopytywał się Grzesiek.
-Przyjęli mnie na
studia. Uznałam, że taka szansa się już nie powtórzy i
pojechałam. W nie całe dwa miesiące zdałam drugi rok i wróciłam
na miesiąc do Polski odpocząć.
-Czyli wrócisz tam?-
teraz Igła się wtrącił.
-Wrócę- spuściłam
głowę.
-Co?! Ale syna zostawisz
z nami?- oburzył się libero.
-Jak to z wami?
-Znaczy się ze
Zbyszkiem.
-Jasne, że nie. Zabieram
go ze sobą.
-Ale on jest na to za
mały!- Krzysiek był zdeterminowany, żeby przekonać mnie o
słuszności jego zdania.
-Dziecko powinno być z
matką!
Popatrzyłam na Zbyszka.
Zrozumiałabym, gdyby on się o to wykłócał, ale nie Igła. Czemu
to on walczył o to, żeby Piotruś został w Polsce, a nie jego
ojciec?
-Dlaczego tak ci na tym
zależy?- spytałam.
Popatrzył na Zibiego, a
on mnie przytulił.
-Prosiłem Krzyśka, żeby
postarał się ciebie przekonać.
-Ale dlaczego on? Sam nie
mogłeś?
-Mogłem, ale bałem się.
Myślałem, że mnie nie posłuchasz, zaczniesz mi wypominać
ostatnią sytuację i wyjedziesz.
Popatrzyłam na
wszystkich. Każdy zrobił minkę kotka z „Shereka” Słodko to
wyglądało, ale uznałam, że nie złamię się. Mój syn miał
zostać ze mną.
-Nawet nie proście syn
leci ze mną!- wstałam i poszłam do sypialni. Słyszałam rozmowy
siatkarzy. Wszyscy chcieli, żeby Piotruś został, a w szczególności
Zbyszek, Pit i Igła. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby
to najlepsze wyjście. Spokojnie skończyłabym studia, Konrad
odzwyczaiłby się od małego, Zibi lepiej by go poznał. Ale ja
strasznie bym za nim tęskniła. Przed zajściem w ciążę nie
widziałam siebie jako matki, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez
dziecka. W Polsce Piotruś uczyłby się cały czas języka
polskiego, a nie na zmianę z angielski. Tylko czy ZB9 znajdzie
odpowiednio dużo czasu żeby zająć się synem? Już trudno,
zaryzykuję. Wróciłam do salonu. Gdy weszłam wszyscy zamilkli.
Usiadłam koło Zbyszka.
-Mam pytanie czysto
teoretyczne- nie chciałam na razie im mówić, że syn zostanie w
Polsce- Czy jakbym go zostawiła miałbyś dla niego wystarczająco
dużo czasu?
-Pewnie! Zajmowałbym się
nim cały czas!- ożywił się Zibi.
-A podczas treningów lub
meczy?
-Na treningi będę go
zabierał, a podczas meczy...-zaciął się i spojrzał na Krzyśka.
-Moja żona jak będzie
to się nim zajmie- włączył się Igła.
-A jak jej nie będzie?-
spytałam.
-To moja- odpowiedział
Grzyb.
Wyglądało na to, że
już wszystko omówili. Zawahałam się na chwilę. Tak bardzo będzie
mi go brakować. Wszyscy na mnie patrzyli.
-Ale jeśli cokolwiek mu
się stanie zabieram go do Stanów i nikt już nie wyprosi, żeby
został w Polsce- powiedziałam i wszyscy po kolei zaczęli mnie
przytulać.
Podeszłam z Paulem do
dzieci. On wziął na ręce córkę, a ja syna. Musiałam się teraz
nim nacieszyć skoro miał zostać z ojcem. Zbyszek żegnał kumpli
gdy wychodzili, a ja siedziałam z Piotrusiem na rękach. Nadal nie
byłam pewna, czy bez niego wytrzymam. ZB9 usiadł obok mnie i objął
ramieniem.
-Dziękuję- pocałował
mnie.
-Tylko pamiętaj, jeśli
cokolwiek pójdzie nie tak zabieram go do Bostonu.
-Pamiętam- nagle
spoważniał- na sobotę zaprosiłem rodziców. Masz rację czas,
żeby was poznali.
I kolejny rozdział. Komentujcie. Podoba się? ;)
podoba ! :)
OdpowiedzUsuńjak zawsze świetne! <33
OdpowiedzUsuń