środa, 20 lutego 2013

Rozdział XXVIII

     Rozpętała się wojna. Środkowi ganiali Igłę po całym mieszkaniu. Udało mu się ukryć w łazience, ale kiedyś musiał stamtąd wyjść, a oni czekali pod drzwiami. Zbyszkowi udało się ich na chwilę odciągnąć. W tym czasie przyszła reszta zespołu i została równie mile powitana przez libero jak wcześniejsi goście.
-Igła jak ja cię dorwę!- krzyczał Alek, na co reszta mu wtórowała.
-Krzysiu chyba już dziś z tego kibla nie wyjdzie- powiedział Zibi.
Siedzieliśmy chwilę czekając, czy Krzysiu pojawi się w salonie.
-Czyli to piwo będziemy musieli wypić sami- westchną teatralnie Zbyszek.
Usłyszeliśmy jak otwierana drzwi łazienki. Siatkarze ustawili się po dwóch stronach wejścia i czekali, żeby stanął w nich Igła. Gdy się pojawił rzucili się na niego. Leżał na samym dole.
-Złazić kolosy!- krzyczał.
-My jeszcze nie skończyliśmy. To jest pierwszy etap zemsty- powiedział Alek.
Po chwili zeszli z niego i usiedli spokojnie. Poszłam po Piotrusia, który leżał w sypialni. Paul przyszedł z córką. Dzieciaki dobrze się ze sobą bawiły, a my mogliśmy w spokoju porozmawiać.
-To teraz gadaj, gdzie się ukryłaś?- spytał Alek.
-W Bostonie.
-Znowu?- Kosa się zdziwił- nigdy bym na to nie wpadł. Ale urodziłaś też w Stanach?
-Nie przed wyjazdem mieszkałam w Krakowie z przyjacielem. Tam urodziłam, a potem wyjechaliśmy razem do USA.
-Ale po co tym razem?- dopytywał się Grzesiek.
-Przyjęli mnie na studia. Uznałam, że taka szansa się już nie powtórzy i pojechałam. W nie całe dwa miesiące zdałam drugi rok i wróciłam na miesiąc do Polski odpocząć.
-Czyli wrócisz tam?- teraz Igła się wtrącił.
-Wrócę- spuściłam głowę.
-Co?! Ale syna zostawisz z nami?- oburzył się libero.
-Jak to z wami?
-Znaczy się ze Zbyszkiem.
-Jasne, że nie. Zabieram go ze sobą.
-Ale on jest na to za mały!- Krzysiek był zdeterminowany, żeby przekonać mnie o słuszności jego zdania.
-Dziecko powinno być z matką!
Popatrzyłam na Zbyszka. Zrozumiałabym, gdyby on się o to wykłócał, ale nie Igła. Czemu to on walczył o to, żeby Piotruś został w Polsce, a nie jego ojciec?
-Dlaczego tak ci na tym zależy?- spytałam.
Popatrzył na Zibiego, a on mnie przytulił.
-Prosiłem Krzyśka, żeby postarał się ciebie przekonać.
-Ale dlaczego on? Sam nie mogłeś?
-Mogłem, ale bałem się. Myślałem, że mnie nie posłuchasz, zaczniesz mi wypominać ostatnią sytuację i wyjedziesz.
Popatrzyłam na wszystkich. Każdy zrobił minkę kotka z „Shereka” Słodko to wyglądało, ale uznałam, że nie złamię się. Mój syn miał zostać ze mną.
-Nawet nie proście syn leci ze mną!- wstałam i poszłam do sypialni. Słyszałam rozmowy siatkarzy. Wszyscy chcieli, żeby Piotruś został, a w szczególności Zbyszek, Pit i Igła. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby to najlepsze wyjście. Spokojnie skończyłabym studia, Konrad odzwyczaiłby się od małego, Zibi lepiej by go poznał. Ale ja strasznie bym za nim tęskniła. Przed zajściem w ciążę nie widziałam siebie jako matki, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez dziecka. W Polsce Piotruś uczyłby się cały czas języka polskiego, a nie na zmianę z angielski. Tylko czy ZB9 znajdzie odpowiednio dużo czasu żeby zająć się synem? Już trudno, zaryzykuję. Wróciłam do salonu. Gdy weszłam wszyscy zamilkli. Usiadłam koło Zbyszka.
-Mam pytanie czysto teoretyczne- nie chciałam na razie im mówić, że syn zostanie w Polsce- Czy jakbym go zostawiła miałbyś dla niego wystarczająco dużo czasu?
-Pewnie! Zajmowałbym się nim cały czas!- ożywił się Zibi.
-A podczas treningów lub meczy?
-Na treningi będę go zabierał, a podczas meczy...-zaciął się i spojrzał na Krzyśka.
-Moja żona jak będzie to się nim zajmie- włączył się Igła.
-A jak jej nie będzie?- spytałam.
-To moja- odpowiedział Grzyb.
Wyglądało na to, że już wszystko omówili. Zawahałam się na chwilę. Tak bardzo będzie mi go brakować. Wszyscy na mnie patrzyli.
-Ale jeśli cokolwiek mu się stanie zabieram go do Stanów i nikt już nie wyprosi, żeby został w Polsce- powiedziałam i wszyscy po kolei zaczęli mnie przytulać.
Podeszłam z Paulem do dzieci. On wziął na ręce córkę, a ja syna. Musiałam się teraz nim nacieszyć skoro miał zostać z ojcem. Zbyszek żegnał kumpli gdy wychodzili, a ja siedziałam z Piotrusiem na rękach. Nadal nie byłam pewna, czy bez niego wytrzymam. ZB9 usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Dziękuję- pocałował mnie.
-Tylko pamiętaj, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak zabieram go do Bostonu.
-Pamiętam- nagle spoważniał- na sobotę zaprosiłem rodziców. Masz rację czas, żeby was poznali. 

I kolejny rozdział. Komentujcie. Podoba się? ;)

2 komentarze: