piątek, 8 lutego 2013

Rozdział XIV

     Minęło prawie 6 miesięcy, a o Monice nic się nowego nie dowiedziałem. Dawid twierdził, że starał się jej wszystko powiedzieć, ale nie słuchała. Wiedział, że martwię się o nią i o dziecko, więc przekazywał mi informacje co u niej. Cały czas mówił, że dobrze się czuje, że z dzieckiem wszystko w porządku. Treningi i mecze były dla mnie odskocznią, gdzie chociaż przez chwilę mogłem zapomnieć o problemach. Pewnego dnia przyszedłem do Dawida. Był akurat na dworze i rozmawiał przez telefon. Nie wiedział, że przyjechałem.
-Monia spokojnie wszystko będzie dobrze obiecałem ci przecież.
Poczułem ciepło w żołądku. To ona rozmawia z nią.
-No dobra to leć, a i pozdrów Konrada. Nawet nie wiesz jaki jestem mu wdzięczy, że się wami zajmuje.
Jaki Konrad znowu?! Co to miało być? Wcześniej nawet nie wspominał o nim. Dawid się rozłączył i odwrócił.
-Zbyszek?
-Kim jest Konrad?
-Przyjaciel Moniki. Poznała go tam gdzie jest. Pomaga jej, pilnuje, żeby uważała na siebie i na dziecko.
-To moja rola.
-Ale obecnie nie możesz się z niej wywiązać, więc on to robi.
-Kiedy wróci?- to pytanie zadawałem zawsze gdy przyjeżdżałem do Dawida.
-Nie wiem- widać było, że kłamie.
-Kręcisz. Już trochę cię poznałem i umiem to wyczuć.
-Dobra wiem kiedy wróci, ale nie mogę ci powiedzieć.
-Dawid proszę cię. Kocham ją i nasze dziecko. Już pół roku jej nie widziałem.
-Zbyszek wybacz. Ja naprawdę cię lubię, bo widzę, że ci na niej zależy, ale to jej życie i jej decyzje.
Zrezygnowany pożegnałem się i odjechałem.

Monika:

Czas mijał, a mój brzuch robił się z dnia na dzień większy. Z fascynacją obserwowałam tę zmianę, ale często się przy tym denerwowałam. Nie mieściłam się w swoje ciuchy! Konrad się ze mnie śmiał i ciągle powtarzał, że po porodzie wszystko wróci do normy. Za dwa dni miałam samolot do Warszawy. Dawidowi nic nie mówiłam, chciałam zrobić mu niespodziankę.
-Szkoda, że staż się kończy. Obiecaj, że będziemy utrzymywać kontakt- powiedział Konrad, gdy pomagał mi się pakować.
-Obiecuje, a teraz pomóż mi z tą walizką.- wskazałam palcem na torbę leżącą na łóżku.
Chciałam ją przestawić na podłogę, ale mój przyjaciel złapał mnie za rękę.
-W twoim stanie nie możesz tego dźwigać.
Gdy wszystko już spakowaliśmy zaczęłam się zastanawiać co teraz będzie. Co jeśli spotkam Zbyszka? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Konrada.
-O czym myślisz?
-Jak to teraz będzie i co będzie jak po powrocie spotkam ojca dziecka- mimo że mu ufałam, nie powiedziałam, że ojcem jest polski atakujący.
-Wszystko się ułoży- przytulił mnie.
Następnego dnia mieliśmy samolot. Na lotnisko pojechaliśmy razem, bo uparł się, że nie pozwoli mi nieść walizek. Lot minął szybko. Nim się spostrzegłam byliśmy już w Warszawie.
-Będę do ciebie dzwonił i pisał. Może czasem mnie odwiedzisz albo ja ciebie?
-Jasne chętnie- przytuliłam go na pożegnanie i wsiadłam w pociąg do Rzeszowa.
W Rzeszowie byłam około godziny 21. Wzięłam walizki i wyszłam z dworca. Zaczęłam wybierać numer po taksówkę, ale nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę. 

 Udało się wcześniej dodać, bo odpuściłam sobie trening. Jeśli ktoś zgadnie, czyja to ręka to jeszcze dziś dodam kolejny rozdział ;)
 

8 komentarzy: