czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział XXXVI

     Zabawa trwała w najlepsze. Nie piłam dużo. Dzieci miały uszykowany pokój do spania i po północy wszystkie grzecznie spały. Tańczyłam chyba z każdym, zmęczona usiadłam na kanapie. Obok mnie usiadł Bartek Kurek.
-Jak się bawisz?- zapytał.
-Świetnie. Takiego sylwestra jeszcze nigdy nie przeżyłam.
-Zbyszek nie wspominał nam, że ma narzeczoną. Wasz syn ma parę miesięcy, więc podczas kadry mógł nam powiedzieć.
-Kadra to był czas, gdy się rozstaliśmy- spuściłam głowę.
Kiwnął głową. Byłam mu wdzięczna, że nie drążył tematu. Nie miałam siły o tym opowiadać.
-Mogę prosić?- Bartek wstał i podał mi rękę.
Uśmiechnięta wstałam, ale mina mi zrzedła, gdy Igła puścił wolną piosenkę. Kuraś się uśmiechnął, przytulił mnie i powoli tańczyliśmy. Dziwnie się czułam, ale przyjemnie było. Miało to tylko jeden minus. Bartek był dużo wyższy ode mnie i musiało to wyglądać śmiesznie. Po dłuższej chwili, gdy piosenka się kończyła poczułam rękę na ramieniu.
-Ej Kurek, bo pomyśle, że mi narzeczoną podrywasz- powiedział ZB9.
-Ja? No coś ty, ja jej tylko dotrzymałem towarzystwa- mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się i poszłam tańczyć z Zibim. O 3 uznałam, że przydałoby się wracać do domu.
-Zbyszek wracamy?
-Już, już tylko się pożegnam.
-Dobra, a ja pójdę po Piotrusia.
Delikatnie podniosłam synka, który spał. Gdy zeszłam na dół Pit do mnie przybiegł.
-Daj mi jeszcze przez chwile potrzymać chrześniaka- zrobił błagalne oczka.
Ponieważ musiałam się ubrać podałam mu dziecko.
-Chwila, chwila- Kubiak podszedł do mnie i Zbyszka, a za nim siatkarze z kadry, których dziś poznałam- Pit jest jego chrzestnym?
-Owszem- powiedział Zibi.
-Ale dlaczego on?- Misiek nie dawał za wygraną.
-Mnie przy chrzcinach nie było- Zbyszek skapitulował- Monia wybrała chrzestnego.
-Dzięki kochanie bardzo miło z twojej strony- wystawiłam mu język- Bo tak zdecydowałam. Przyjechał do mnie, gdy urodziłam, poza tym lubię go i chciałam żeby został chrzestnym- ucięłam.
Wzięłam synka od Piotrka, pożegnałam się ze wszystkimi i ze Zbyszkiem wyszliśmy. Taksówka już czekała. W drodze do domu żadne z nas się nie odezwało. Gdy dotarliśmy położyłam synka spać, a potem poszłam się przebrać. W sypialni czekam na mnie Zbyszek w samych bokserkach. Wzięłam piżamę i chciałam iść do łazienki, ale poczułam ręce na biodrach, które ciągnęły mnie na łóżko.
-Zbyszek nie- powiedziałam.
-Co, ale czemu?- zrobił błagalne oczy.
-Ja wybierałam chrzestnego, ale mogłeś mi pomóc.
-Przepraszam, ale powiedziałem prawdę.
-A może ty byś kogoś innego wybrał?
-Hmmm chyba nie- uśmiechnął się.
-A Michał?- zdziwiłam się.
-Będzie chrzestnym kolejnego dziecka- uśmiechnął się do mnie.
-Słucham? Jakiego kolejnego?
-No chyba nie myślałaś, że skończymy na jednym- zaśmiał się.
-Wariat- powiedziałam i uciekłam do łazienki.
Próbował mnie gonić, ale szybko zamknęłam drzwi. Po kąpieli wyszłam i udałam się do sypialni. ZB9 spał. Położyłam się obok niego i go pocałowałam w usta. Zanim się obejrzałam leżał na mnie i całował. Udało mi się na chwilę oderwać od niego.
-No wiesz co. Tak perfidnie udawać, że się śpi- zaśmiałam się.
-Chyba nie sądziłaś, że ci odpuszczę- uśmiechnął się- Musimy się brać za drugą latorośl.
-A nie powinieneś najpierw spytać mnie o zdanie?
-Kochanie robimy kolejne dziecko?- zaśmiał się.
-Wariat- zaśmiałam się.
Poddałam się jego pieszczotom. Szybko zdjął ze mnie piżamę i swoje bokserki. Po cudownym rozpoczęciu nowego roku zasnęliśmy wtuleni w siebie.


Komentujcie proszę. Lepiej się pisze, gdy się wie, że się ma dla kogo.

środa, 27 lutego 2013

Rozdział XXXV

       Długo łaziłyśmy po sklepach, ale nie znalazłyśmy nic co by nas zadowalało.
-Chodźmy stąd. Dziś chyba nic nie znajdziemy- marudziła Natalia.
-Jeszcze dwa sklepy- popatrzyłam na nią błagalnie.
-Okej.
Weszłyśmy do jednego. W końcu znalazłam prześliczną sukienkę.Była niebieska, bez żadnych rękawów, ani ramiączek. Miała odróżniający się odcieniem pasen w tali. Poszłam przymierzyć. Wydawała się być dobra. Poszłam pokazać się Natce.
-Wyglądasz ślicznie!- powiedziała podnosząc się z fotela.- Musisz ją kupić.
-Kupie- uśmiechnęłam się- A teraz ty czegoś dla siebie szukaj, a ja idę się przebrać.
Gdy wyszłam Natalia stała z dwoma sukienkami. Jedna była czerwona z dużym dekoltem do połowy uda, a druga w kolorze pudrowego różu na ramiączkach do kolan. Poszła przymierzyć. W obu wyglądała prześlicznie.
-To która?- zapytała.
-Chyba jednak ta różowa, a ty jak myślisz?
-Tak samo- zaśmiała się.
Zadowolone, że mamy sukienki pochodziłyśmy już spokojnie po sklepach. Kupiłyśmy buty do kreacji. Ja do tego dwie koszulki i parę spodni, a Natka spódnice i tunikę. Zadowolone pożegnałyśmy się i poszłyśmy do domu. Gdy weszłam poczułam zapach z kuchni. Odłożyłam torby i się tam udałam.
-Cześć kochanie- Zbyszek podszedł do mnie i pocałował- Jak zakupy?
-Cześć. Bardzo dobrze. Mam sukienkę i parę innych rzeczy. Co tu pichcisz?
-Placki ziemniaczane- powiedział zadowolony- Jemy?
-Jasne. Przez te zakupy zgłodniała. A gdzie Piotruś?
-Nakarmiony śpi- powiedział zadowolony z siebie.
Zjedliśmy i usiedliśmy na kanapie. Zibi złączył Polsat sport. Leciała powtórka meczu ze Skrą. ZB9 co chwile mówił, co mógł inaczej zrobić. W pewnym momencie po swoim asie uśmiechnął się.
-Widzisz? Ucz się- uśmiechnął się.
-Nie muszę. Radzę sobie na ataku lepiej niż ty- wystawiłam mu język.
Zaczął mnie łaskotać.
-Odszczekaj to!
-Ja? Sam to kiedyś powiedziałeś- broniłam się.
Nagle przestał. Zastanowił się chwilę.
-Faktycznie- podrapał się po głowie.
Zaczęłam się z niego śmiać. Czas do sylwestra szybko minął. Nim się obejrzałam był 31grudnia. U Krzyśka mieliśmy być o 19. Była 16, więc poszłam się szykować. Umyłam się, wysuszyłam i zakręciłam włosy. Postawiłam na mocniejszy makijaż. Nad oczami zrobiłam czarną kreskę i nałożyłam niebieski cień. Jeszcze tylko pomalowałam rzęsy tuszem i wyszłam.
-No nareszcie- Zbyszek stał przy drzwiach- Myślałem, że już nie wytrzymam- wpadł do łazienki jak huragan.
Zaśmiałam się i poszłam ubrać synka. Przygotowałam mu rzeczy i gdy Zibi wyszedł z łazienki poszłam go wykąpać. Gdy wyszłam nasze miejsce zajął ZB9. W końcu też musiał się przygotować. Ubrałam synka i poszłam założyć sukienkę. Gdy byłam gotowa poszłam do salonu. Zbyszek siedział na kanapie z synkiem na kolanach. Uśmiechnęłam się. Słodko razem wyglądali. Nie miałabym serca ich rozdzielać zabierając Piotrusia do Bostonu. Gdy narzeczony mnie zobaczył uśmiechnął się, wstał i podszedł do mnie z synem.
-Pięknie wyglądasz- pocałował mnie.
-Ty też się dobrze prezentujesz- uśmiechnęłam się.
Miał na sobie białą koszulę i marynarkę, a do tego czarne dżinsy. Wyglądał bardzo przystojnie.
-To wychodzimy?- zapytał.
-Jasne.
Punkt 19 byliśmy u Igły. Otworzył nam Krzysiu.
-Jesteście- uśmiechnął się- Czekamy tylko na was.
-Wszyscy już są?- zapytał Zbyszek.
-No mówię, że tylko na was czekaliśmy.
Zadowolony ZB9 podszedł do mnie i wziął ode mnie synka, a mnie za rękę i udaliśmy się do salonu.
-Cześć wszystkim- powiedział.
Siatkarze rzucili się na nas. Po kolei mi się przedstawiali, przytulali i gratulowali. Piotruś przechodził z rąk do rąk.
-Michał- podał mi rękę Kubiak- Ale możesz mi mówić misiu- uśmiechnął się.
-Dziku narzeczoną mi podrywasz?- Zibi popatrzył na niego groźnie.
-No coś ty. Jakbym śmiał- puścił do mnie oko.
Takiego sylwestra jeszcze nigdy nie przeżyłam. Cały czas się śmialiśmy. Dzieci dobrze się razem bawiły. Przed północą wyszliśmy pooglądać fajerwerki. Popatrzyłam na Zbyszka. Uśmiechnął się i mnie pocałował. Skończył po północy. Rok mi się zaczął cudownie.
-Ej gołąbeczki, chodźcie po szampana- zawołał Igła.

Dziś trochę późno, bo nie mogłam wcześniej wejść na kompa. Komentujcie , lepiej się pisze, gdy się wie, że ma się dla kogo ;)

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział XXXIV

     Przywitałam się z rodzicami Zbyszka. Weszli i położyli prezenty pod choinką. ZB9 odczytał fragment Pisma Świętego, a później składaliśmy sobie życzenia. Podałam barszcz z uszkami.
-Zbyszek- odezwał się pan Leon.
-Tak tato?
-Kiedy ślub?
Zaśmiałam się.
-Jak Monia wróci z Bostonu.
-Zaraz, zaraz. Wracasz do Stanów?
-Tak muszę dokończyć studia- powiedziałam niepewnie.
-Ale ja chcę się z wnukiem widywać- zaprotestował.
-Tato Piotruś zostaje ze mną w Rzeszowie- uśmiechnął się ZB9.
-Tak? To świetnie.
Zebrałam talerze i poszłam do kuchni.
-Może ci pomóc?- powiedziała mama Zibiego.
-Jakby mama mogła- lekko się uśmiechnęłam- pierwszy raz organizuję wigilię i trochę się denerwuję.
-Nie masz czym. Świetnie ci idzie.
-Dziękuję.
-To co mam robić?- uśmiechnęła się.
-Zanieść te dwa talerze, a ja wezmę te.
Reszta wigilii upłynęła spokojnie w rodzinnej atmosferze. Przyszedł czas na prezenty. Zbyszek rozdawał. Piotruś dostał od dziadków kilka zabawek, a od nas piłkę do siatkówki z autografami wszystkich Resoviaków. Tacie i mamie Zibiego zafundowaliśmy wyjazd na Hawaje.
-Ale to musiało dużo kosztować- protestował Leon.
-Zasłużyliście- uciął rozmowę Zbyszek.
Przyszedł czas na mój prezent. Dostałam śliczną, czerwoną sukienkę do połowy uda od teściów.
-Wiem, że już jeden ci dałem- powiedział Zibi- Ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
Moim oczom ukazał się pierścionek. Żółte i niebieskie kamienie tworzyły piłkę do siatkówki. Pocałowałam narzeczonego.
-Jest piękny- założyłam go na palec- Teraz czas na ciebie.
Zadowolony wziął dwie paczki. Od rodziców dostał srebrny zegarek. Czas na prezent ode mnie. Była to nie duża antyrama z kilkoma zdjęciami. Na jednym był Zbyszek z synem, obaj w pasiakach z numerem 9. Na drugim my, a na trzecim cała nasza trójka. Wzruszył się. Podszedł do mnie i pocałował. Jeszcze długo rozmawialiśmy, ale rodzice ZB9 musieli się zbierać. Pożegnaliśmy się i zabraliśmy za sprzątanie. Gdy kończyłam zmywać poczułam ręce na biodrach. Zbyszek zaczął mnie całować po szyi.
-Piotruś śpi. A my mamy czas dla siebie- powiedział.
Odwróciłam się i pocałowałam go. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku. Powoli pozbywaliśmy się ubrań. Drażniłam go oddalając w czasie chwile, gdy się połączymy w jedno ciało. Jednak Zibi nie był cierpliwy. Szybko zdjął mi bieliznę i pozbył się swoich bokserek. Długo nie odrywaliśmy się od siebie. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Mam przy sobie ukochanego mężczyznę i wspaniałego syna. Niczego więcej mi nie było w tamtym momencie trzeba. Leżałam wtulona w tors ukochanego.
-Dostaliśmy zaproszenie od Igły na sylwestra- odezwał się.
-A kto będzie?
-Cała Resevia i Reprezentacja- uśmiechnął się- W końcu się przed wszystkimi wami pochwale.
Pocałowałam go i zasnęłam. Następnego dnia poszłam do kuzyna. Zbyszek uparł się, że zabierze syna na trening.
-Cześć „siostra”- przytulił mnie- W końcu raczyłaś się pokazać.
-Przepraszam, ale święta..- nie dane mi było dokończyć.
-Zbyszek, syn, rozumiem. Wchodź.
Rozebrałam się i weszłam do salonu. Siedziała tam brunetka o zielonych oczach.
-Natalia- podała mi rękę.
-Monika- uśmiechnęłam się do niej.
-No tak Monia to jest moja dziewczyna, Natka to moja kuzynka, a właściwie siostra- uśmiechnął się do mnie.
Długo rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Natalia okazała się cudowną osobą. Zabawna, miła, sympatyczna. Od razu ją polubiłam, czułam jakbyśmy znały się od zawsze.
-Słuchajcie ja muszę iść na miasto, poradzicie sobie same?- zapytał Dawid.
-Właściwie ja też muszę iść. Trzeba w końcu kupić jakąś sukienkę na sylwestra- odezwałam się.
-Ja też jeszcze nie mam kiecki. Może pójdziemy razem?- zaproponowała Natalia.
-Jasne, chętnie.
-Wspólne zakupy to początek wspaniałej przyjaźni u dziewczyn. Super, że się polubiłyście- powiedział mój „brat”.
  

Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce :) Komentujcie, lepiej się pisze, gdy się wie, że się ma dla kogo ;)

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział XXXIII

    Uczelnia zgodziła się, żebym po nowym roku wróciła do Bostonu. Cieszyłam się jak dziecko. Spędzę święta z ukochanym i synem. Nie mogłam się doczekać. Organizowałam wigilię ze Zbyszkiem. Mieli przyjechać jego rodzice. Zaczęłam wszystko planować. Jadłospis miałam ułożony, mieszkanie miał sprzątać Zibi.
-Ubieraj się- powiedział któregoś dnia.
-Ale po co?
-Niespodzianka- uśmiechnął się tajemniczo.
Posłusznie ubrałam się i synka. Po drodze starałam się coś od niego wyciągnąć, ale nie chciał nic powiedzieć. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Nie musiał mi nic tłumaczyć. Doskonale wiedziałam co chce zrobić. Uradowana przytuliłam go i pocałowałam.
-Czyli się zgadzasz?
-No pewnie, a miałeś jakieś wątpliwości?
-Przyznam szczerze, że na początku tak.
Po pół godzinie wszystko było załatwione. Od tej pory nasz syn nazywał się Piotr Bartman.
-Teraz czas na ciebie- uśmiechnął się ZB9.
-Słucham?
-No teraz twoja kolej, żeby zmienić nazwisko.
-A na jakie?- chciałam się z nim podroczyć.
-Bardzo śmieszne- wystawił mi język- To kiedy?
-Ale co?
-Ślub! Chcę już mieć pewność, że zawsze będziesz przy mnie- pięknie się uśmiechnął.
Przyznam szczerze, że do ślubu nigdy mi się nie śpieszyło. Uznawałam to za koniec wolności. Zawsze jak o tym myślałam miałam wrażenie, że coś się kończy. Jakiś okres w życiu i on już nie wróci. Teraz jednak, gdy miałam przy sobie Zibiego czułam, że w każdej chwili mogłabym stanąć z nim przed ołtarzem.
-Po nowym roku- odpowiedziałam- Jak wrócę po zaliczeniu kolejnego roku. Chcę, żeby było ciepło.
-Jak sobie życzysz. To będzie najwspanialsze i najhuczniejsze wesele na świecie.
Tylko się zaśmiałam.
-Wstąpmy do sklepu. Muszę zacząć przygotowywać wigilię.
-Już się robi.
W sklepie spędziliśmy dużo czasu. O dziwo Zbyszek nie narzekał. Zabawiał syna, a ja w tym czasie wszystko znalazłam. Obładowani zakupami wróciliśmy do domu. ZB9 walnął się na kanapę.
-Ej nie zapomniałeś o czymś?
-O czym?
-Musisz ubrać choinkę. Wczoraj ci odpuściłam, ale dziś ma być gotowa.
-Już się robi.
Wstał i poszedł się zabrać do pracy. Ja w tym czasie zaczęłam swoją pracę w kuchni. Najpierw barszcz. Potem uszka i pierogi ruskie, i z kapustą. Gołąbki z kaszą i z ryżem. Nie miałam już sił. Na razie wystarczy. Poszłam do salonu. ZB9 miał już prawie gotową choinkę. Brakowało tylko czubka.
-Proszę- podał mi go.
-A jak ja mam tam dosięgnąć?
Uśmiechnął się i zanim się obejrzałam posadził mnie sobie na barana. Założyłam szpic i chciałam zejść, ale mnie nie puszczał.
-Zbyszek mam jeszcze dużo roboty.
-We wszystkim ci pomogę, ale na razie odpocznij.
-To mnie postaw.
Posłusznie odstawił mnie na podłogę i zaczął całować. Po chwili oderwałam się od niego.
-Nie zapomniałeś o czymś?
-O czym?
-Synem się zajmij- dałam mu pstryczka w nos i uciekłam do kuchni.
Zaśmiał się i poszedł do Piotrusia. Wigilia po jutrze, a mi jeszcze tyle do roboty zostało. Karpia nie robiłam. Nigdy go nie lubiłam. Więcej z nim zabawy niż jedzenia, tyle ości jest. Postawiłam na mintaja z ziemniakami i kapustą. Kompot już wczoraj zrobiłam, czyli zostały placki. Do kuchni wszedł mój narzeczony.
-A gdzie syna zgubiłeś?
-Bawi się- powiedział zadowolony- A ja mogę ci pomóc.
-To bierz się za mikser. Ciasta nam zostały.
Z jego pomocą poszło szybko. Nim się obejrzałam sernik, makowiec i szarlotka były już gotowe. Zadowolona, że ma wszystko gotowe poszłam pod prysznic. Następny dzień upłynął nam na sprzątaniu. W wigilię czekaliśmy na rodziców Zbyszka. Miałam wszystko dopięte na ostatni guzik. Zadzwonił dzwonek. Wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć.

Dziś wcześnie, bo potem jest mecz Resovii i nie dałabym rady dodać. Za kim jesteście? :)

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XXXII

-Ja was zabije za to!- rzucił się na siatkarzy.
Jednak przewaga liczebna była po ich stronie i już po chwili leżał na podłodze z rękami wywiniętymi do tyłu. Bełchatowianie ze śmiechem przyglądali się całemu zajściu razem ze mną i Zbyszkiem.
-Puszczaj!- krzyczał libero.
-Robi się Krzysiu, ale najpierw coś ci wyjaśnię. To jest zemsta za serpentyny- powiedział Alek.
Posłusznie puścili go.
-Przez was wyglądam jak zmokła kura- użalał się Krzysiu- I jak ja do domu wrócę?
-Nie martw się coś ci pożyczę. Nie chcemy, żeby nasz podstawowy gracz się rozchorował- zaproponował ZB9.
-Dzięki.
-Dobra, ale chyba nie przyszliśmy tu po to, żeby śmiać się z Igły. Chociaż to też fajne zajęcie- wtrącił się Winiar- Gdzie wasz syn?
-Śpi- odpowiedzieliśmy równo z Zibim.
-Ej mieliśmy poznać małego Bartmana- oburzył się Mariusz.
-Poznacie. Znając jego możliwości za jakieś pół godziny się obudzi- powiedziałam.
-Dobra to w takim razie opowiadajcie jak się poznaliście.
Popatrzyłam na Zbyszka. Nie miałam siły tego opowiadać. Chyba zrozumiał, bo zaczął mówić.
-Spotkaliśmy się na moim pierwszym treningu w Resovii. Monika przyszła na podpromie z kuzynem. Od razu się w niej zakochałem.
-Uuuu miłość od pierwszego wejrzenia- zaśmiał się Paweł.
-I niedostępna.
-Jak to?- popatrzył na mnie.
-Byłam zajęta- odpowiedziałam.
-Czyli będzie to mrożąca krew w żyłach historia o niespełnionej miłości- skomentował Karol.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Jak widzisz raczej spełnionej- powiedział ZB9.-Udało mi się ja złapać jak wychodziła z hali i wziąć numer telefonu. Zaprosiłem na następny trening i zaproponowałem, żeby pograła z nami.
-Pamiętam!- wtrącił się Igła- Ale wam w dupę dała!
Zibi wystawił mu język.
-Mniejsza z tym. Ważne, że Pit ma długi język- popatrzył na środkowego.
-Nie narzekaj. Gdyby nie mój długi język możliwe, że nie bylibyście razem- skomentował.
-W sumie racja- dalsza opowieść przebiegła już bez przerywania, a przynajmniej do pewnego momentu.
-Aż do Stanów przed tobą uciekła?- zaśmiał się Mariusz.
-Czy każdy musi to komentować?- zapytał zirytowany Zbyszek.
Po opowieści usłyszałam płacz synka. Poszłam go przynieść.
-Jest i mały Bartman- uśmiechnął się Winiar- Mogę?
-Jasne- podałam mu Piotrusia.
Przechodził z rąk do rąk.
-Dobra oddajcie mi już syna- odezwał się ZB9.
Wziął go na ręce i się z nim bawił. Pogadaliśmy jeszcze trochę z siatkarzami. Potem musieli iść. Złapałam laptopa i zaczęłam pisać do Bostonu.
-Co robisz?- mój narzeczony wszedł do sypialni.
-Pisze do uczelni.
-Po co?
-Bo chcę zostać z wami na święta- uśmiechnęłam się- Po nowym roku wrócę do USA. No chyba, że nie chcesz?
-Ja nie chcę? Nie żartuj nawet.
Podszedł i zaczął mnie całować.
-Zibi. Piotruś nie śpi- upomniałam go.
-A właśnie, że śpi- uśmiechnął się.
Więcej nie musiał mówić. Odłożyłam laptopa i wpiłam się w jego usta. Szybko pozbyliśmy się ubrań. Nie odrywaliśmy się od siebie, poznawaliśmy nasze ciała na nowo. Po dłuższej chwili leżałam wtulona w ZB9.

Konrad:

   Na wszystkich portalach było ich zdjęcie z synem. Te nagłówki: Największe ciacho polskiej reprezentacji siatkówki jest zajęte. Dlaczego do niego wróciła? Po tym wszystkim co jej zrobił powinna go znienawidzić. Myślałem, że stworzymy rodzinę. Nie zdradzę się, że wiem o ich związku. Poczekam, aż wrócą do Bostonu i zrobię wszystko, żeby ją zdobyć.

Przepraszam za późną porę, ale jestem zdołowana przegraną Resovii. Było tak blisko zakończenia tego, ale trzeba wierzyć i kibicować jutro. Kto będzie oglądał i kibicował ze mną?

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XXXI

       Piotruś wzbudził wielkie zainteresowanie. Każdy chciał zrobić nam zdjęcie. Uciekłam szybko za barierki. Zbyszek udzielał wywiadu.
-Po pierwsze chciałbym pogratulować ci wygranego meczu i nagrody MVP- zaczął dziennikarz.
-Dziękuję bardzo. Cała drużyna świetnie się spisała, byliśmy skupieni i to poprowadziło nas do sukcesu.
-Dzisiaj zszokowałeś wiele osób. Nikt nie wiedział, że masz syna, a tu nagle tata niespodzianka, podobieństwo od razu dało się zauważyć- widać było, że od początku do tego zmierzał.
-Domyślam się, że to było zaskoczenie- nie chciał nic mówić.
-Nie bądź taki tajemniczy, uchyl rąbka tajemnicy- zachęcał go.
-Przepraszam, ale to są sprawy prywatne, o których nie chcę mówić. Muszę już iść- powiedział i poszedł do szatni.
Ucieszyłam się, że nic nie powiedział. To były nasze prywatne sprawy, o których media nie powinny nic wiedzieć. Siedziałam przed szatnią i czekałam na Zibiego. Zawodnicy Skry schodzili się do szatni. Po moich obu stronach usiedli Bełchatowscy siatkarze. Był to Szampon i Winiar.
-Widzę, że Zbychu się ustatkował- zaczął Mariusz.
-Michał- podał mi rękę i popatrzył wzrokiem mordercy na Wlazłego.
-Monika.
-Dziś wpadam do was, więc chciałem się przywitać. Zbyszek jednak ma gust do kobiet- uśmiechnął się do mnie.
-Winiar, nie zapominaj, że jesteś żonaty- zaśmiał się Szampon.
Siedziałam i słuchałam ich. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Syn cichutko przyglądał się siatkarzom.
-Ej zaraz. Ja nie dostałem zaproszenia- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Ja nikogo nie zapraszałam, tylko Zibi, ale przyjdź jeśli chcesz.
-A my?- były to głosy Kłosa i Zatorskiego.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Na szczęście ZB9 wyszedł z szatni.
-Hej! Chcecie mi rodzinę zamęczyć?- podszedł i wziął ode mnie synka.
-My się tylko pytaliśmy, czy też możemy wpaść- tłumaczył Paweł.
Zibi popatrzył na mnie. Tylko westchnęłam, wzięłam od niego Piotrusia i poszłam się ubrać. Wiedziałam, że się zgodzi, żeby przyszli. Skoro mają być Bełchatowianie, to Rzeszowianie też. Ubrałam się i poszłam do szatni Resovii. Był tam Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek, Nikola i Wojtek.
-Dobra to kto dziś do nas przychodzi?- powiedziałam na wstępie.
-Ja!- odezwali się równocześnie Achrem, Krzysiek, Grzesiek, Lotman i Piotrek.
Grzyb i Kovacevic udali, że strzelają focha.
-Ale ja właśnie po to tu jestem, żeby was zaprosić- uśmiechnęłam się.
-A w takim razie ok- uśmiechnęli się.
-To o 20 u nas.
Wyszłam poszukać Zbyszka. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Monia! Gdzieś ty była. Wszędzie cię szukałem- ZB9 przytulił mnie.
-Dobra koniec czułości. Mów ilu przyjdzie- popatrzyłam na niego.
-Mariusz, Winiar, Kłos, Zati, Igła, Kosa, Pit, Paul, Alek- zrobił smutną minkę.
-Zaprosiłam jeszcze Wojtka i Nikole.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Hej. Jak mam mieć w domu tylu Bełchatowian, to potrzebuję też trochę Resoviaków- pokazałam mu język.
Uśmiechnął się i mnie pocałował. Wziął ode mnie syna i poszliśmy do samochodu.
-To do sklepu.
-Ale po meczu jestem padnięty. Nie chce mi się łazić po...- nie dałam mu dokończyć.
-Trzeba było sobie kolegów nie spraszać.
W sklepie poszło sprawnie. Dobrze, że mecz się szybko skończył, to miałam dużo czasu, żeby wszystko przygotować. Zibi miał położyć syna spać i posprzątać, a mi przypadło pieczenie. Standardowe tiramisu i szarlotka szybko były gotowe, więc zrobiłam dużo kolorowych babeczek. ZB9 wywiązał się z zadania. Wszystko było gotowe, więc poszłam się przebrać. Postawiłam na zielone rurki i fioletowy t-shirt. Zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na zegarek, była 19:45. Poszłam otworzyć.
-Cześć- w drzwiach stał Alek, Pit, Kosa, Paul, Wojtek i Nikola.
-Cześć. Wchodźcie, ale co tak wcześnie?
-Wiesz. Mała zemsta na Igle za te serpentyny- każdy wyciągnął karabin na wodę.
-A w takim razie zapraszam do łazienki po amunicję- zaśmiałam się.
Po naładowaniu broni usiedli z nami w salonie. Około 20 zadzwonił dzwonek. Ustawili się, a ja poszłam otworzyć.
-Hej- był to Winiar, Mariusz, Paweł i Karol. Wpuściłam ich.
-Wstrzymać ogień- zawołałam do Resoviaków.
Bełchatowianie weszli za mną i ze zdziwieniem popatrzyli na siatkarzy z karabinami na wodę.
-Igła- powiedział Zibi.
Nic więcej nie musiał dodawać. Zaczęli się śmiać i gratulować pomysłu.
-A czym Krzysiu tym razem sobie nagrabił?- zaciekawił się Michał.
-Była promocja na serpentyny w spreju i postanowił każdego na wstępie nimi spryskać.
-Haha. Krzysiu i jego pomysły. Nawet mnie nimi zaskakuje.
Usłyszeliśmy dzwonek. Teraz już nie było innej opcji, to musiał być Igła. Poszłam otworzyć.
-Król imprezy już jest. Możemy się bawić.
Uśmiechnięta wpuściłam go, a potem puściłam przodem do salonu.

I kolejny rozdział. Komentujcie ;)

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział XXX

    Następnego dnia Zbyszek miał mecz. Grali ze Skrą. Te mecze były szczególne, bo wszyscy chcieli pokonać Bełchatowian.
-Mam coś dla was- ZB9 podszedł do mnie, gdy trzymałam synka.
Zza pleców wyciągnął dwie koszulki. Jedna była mała, a druga duża. Były to pasiaki z napisem „Bartman” na plecach.
-Chciałbym, żebyście dziś je założyli.
Podeszłam do niego i go pocałowałam. Wzięłam od Zibiego koszulki i poszłam przebrać się. Potem przebrałam Piotrusia.
-Pięknie wyglądacie- powiedział mój ukochany- to wychodzimy?
-Jasne.
Po 15 minutach byliśmy na hali. Większość siatkarzy już była.
-Daj mi potrzymać chrześniaka- wyciągnął do mnie ręce Pit.
Podałam mu synka. Wszyscy zaczęli się z nim bawić.
-Do szatni już- nagle pojawił się trener.
Wzięłam Piotrusia od chrzestnego i podeszłam do trenera.
-Dzień dobry.
-Cześć, jak wam się układa?
-Bardzo dobrze. Dziś nic nie powinno dekoncentrować Zbyszka.
-To świetnie. Ten mecz trzeba wygrać i to za 3 punkty.
-Damy radę. Mogę tu gdzieś kurtkę zostawić?
-Oczywiście- pokazał mi gdzie mogę zostawić rzeczy- Widzę, że już macie odpowiednie koszulki.
-Tak Zibi nam dzisiaj przyniósł.
Porozmawialiśmy jeszcze chwile, ale trener musiał iść na boisko. Siatkarze wyszli z szatni i poszli za nim. Zawodnicy Skry już się rozgrzewali. Zajęłam z synkiem swoje miejsce. Siedzieliśmy zaraz za bandami na krzesełkach. Mecz był zacięty. Pierwszy set cały czas był na styku. Dopiero po drugiej przerwie technicznej Resovii udało się odskoczyć i wygrać do 21. Druga partia źle się rozpoczęła. Na pierwszej przerwie technicznej przegrywaliśmy 4:8. Jednak ostatecznie po emocjonującej końcówce Rzeszowianie wygrali 26:24. Trzeci set był bez historii. Od samego początku dominowała Resovia i narzuciła swój styl gry, pewnie wygrywając do 15 i w całym meczu 3:0. Kibice byli zachwyceni. Przyszedł czas na wybranie MVP spotkania. Został nim Zbyszek! Po odebraniu nagrody podbiegł do mnie i wziął syna na ręce. Zawodnicy Skry, kibice i komentatorzy byli zdziwieni. No tak nie wiedzieli, że Zibi ma dziecko, a tu pojawia się mały Bartman. Byli tak podobni, że nie było wątpliwości czyj to syn.
-Wygląda na to, że Zbyszek Bartman niedawno został ojcem- usłyszałam głos Tomasza Swędrowskiego.
Wszyscy na nas patrzyli. ZB9 poszedł z Piotrusiem pod siatkę pożegnać przeciwnika. Przy rozciąganiu podszedł do nich Michał Winiarski.

Zbyszek

Wszyscy na nas patrzyli. Prócz kolegów z klubu i trenerów w siatkarskim świecie nikt nie wiedział, że zostałem ojcem. Byłem dumny z syna i chciałem przedstawić go kumplom z reprezentacji. Podczas rozciągania podszedł do mnie Winiar.
-Siema chłopie. Nie wspominałeś nic, że zostałeś tatusiem.
-Nie było kiedy, a tak w ogóle to od niedawna mam kontakt z synem.
-Co ty gadasz przecież on ma kilka miesięcy.
-To skomplikowana historia, kiedyś ci opowiem.
-Nie ma kiedyś, tylko dzisiaj. Kończyny rozciąganie i idziemy gdzieś spokojnie pogadać.
-Wiesz dziś nie dam rady się wyrwać, chyba że pójdziemy do mnie.
-Może być, poznam twoją dziewczynę przy okazji.
-Narzeczoną- sprostowałem.
-Jeszcze lepiej. O tym też mi nie mówiłeś- oburzył się Michał.
-Sorry. To może jeszcze Pita zaproszę. Jako chrzestny powinien być przy tym.
-Nie no czego ja się tu dowiaduje. Sam nic nie powiesz tylko muszę to z ciebie po trochu wyciągać?
-Jeszcze raz sorry. To widzimy się u mnie.
-No to cześć.
Gdy Michał poszedł do swojego zespołu podszedł do mnie Igła.
-To co, szykuje się impreza?
-Żadna impreza, tylko chcę, żeby Winiar poznał Monię i mojego syna.
-To po co tam Pit?- spytał Krzysiek.
-Gumowe ucho! On dużą rolę odegrał.
-Mogę wpaść?- zrobił oczka z „Shereka”
-A wpadaj, tylko bez głupich pomysłów.
-Nie ma sprawy, a Kosa, Paul i Alek jeszcze przyjdą.
-Igła!
Już poszedł. Ja go kiedyś zabiję. Podszedłem do Moniki. Podałem jej Piotrusia i poszedłem się przebrać, jednak po drodze złapali mnie do wywiadu.
 
Komentujcie. Lepiej się pisze, gdy się wie, że się ma dla kogo ;)

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział XXIX

          Czas strasznie szybko minął. Może dlatego, że bałam się spotkania z rodzicami Zbyszka. Co jeśli mnie nie polubią? Posprzątałam całe mieszkanie, poszłam na zakupy i miałam plan co ugotować. Zbyszek był w tym czasie na treningu.
-Łał! Ale wszystko lśni. Głupio mi, że nie mogłem ci pomóc- podszedł do mnie i pocałował.
-Byłeś na treningu, nie mogłeś. O której będą twoi rodzice?
-Koło 17.
Spojrzałam na zegarek. Była 14, trzeba było się zabrać za gotowanie.
-Jak ci pomóc- zapytał ZB9.
-Sprawdź, czy Piotruś się obudził. Trzeba go nakarmić i przewinąć.
Z uśmiechem na ustach poszedł do syna, a ja zabrałam się za jedzenie. Postawiłam na cielęcinę pieczoną z papryką, ziemniaki tłuczone i surówkę z czerwonej kapusty. Przygotowane mięso wstawiłam do piekarnika. Wtedy wszedł Zibi.
-Co mam robić?
-Obierz ziemniaki.
Gdy wszystko było gotowe zrobiłam tiramisu. Była 16:30. Akurat miałam czas, żeby się przebrać. Postawiłam na brązową sukienkę na ramiączkach w ciemne kwiaty do kolan. Włosy przełożyłam na prawe ramię i związałam w kłosa, a makijaż zrobiłam naturalny. Wszystko już było gotowe. Weszłam do salonu.
-Pięknie wyglądasz- Zbyszek siedział na kanapie i trzymał Piotrusia.
Usiadłam obok niego i przejęłam syna. Zadzwonił dzwonek. ZB9 wstał i poszedł otworzyć.
-Cześć synku!- usłyszałam kobiecy głos.
-Cześć mamo, cześć tato. Wchodźcie.
Po chwili w drzwiach stanęli rodzice Zibiego. Wstałam i podeszłam się przywitać.
-Dzień dobry- podałam rękę kobiecie, a potem mężczyźnie.
-Ty pewnie jesteś Monika- powiedział ojciec Zbyszka- a to maleństwo to nasz wnuk.
Oboje się uśmiechnęli. Podałam synka mamie ZB9. Usiedli na kanapie i się z nim bawili, a ja poszłam przygotować jedzenie. Poczułam ręce na biodrach.
-Polubili cię.
-Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać.
-Dałaś im to o czym zawsze marzyli. I wiedzą jak bardzo cię kocham.
-O czym marzyli?
-O wnuku- uśmiechnął się- i żebym się ustatkował.
Pocałowałam go, a potem nakładałam jedzenie. Usiedliśmy do stołu.
-Ty to zrobiłaś?- zapytał pan Leon.
-Tak, ale to nic takiego- lekko się uśmiechnęłam.
-Zbyszek- zwrócił się do syna.
-Tak tato?
-To ma być moja synowa zrozumiano?
-Jak najbardziej- uśmiechnął się od ucha do ucha i popatrzył na mnie.
Wstał, wyjął z kieszeni małe pudełeczko i przyklęknął obok mnie.
-Kochanie, wiem, że dużo się wydarzyło, ale moje uczucia się nie zmieniły i nadal chcę iść z tobą do ołtarza. Wyjdziesz za mnie?
Otworzył pudełeczko. W środku był ten sam pierścionek, który kazałam mu oddać. Popatrzyłam na rodziców ZB9. Oboje kiwali głowami. Chcieli, żebym przyjęła oświadczyny.
-Tak- powiedziałam uśmiechnięta.
Założył mi pierścionek i pocałował. Moi przyszli teściowie zaczęli nam gratulować.
-Widzę, że poważnie traktujesz moje słowa- powiedział Leon.
Zaczęliśmy się śmiać.
-Można już zabrać państwu talerze?- spytałam.
-Jakim państwu? Mów mi tato- powiedział ojciec Zibiego- zgadzasz się kochanie?
-Oczywiście, myślę tak samo.
Uśmiechnięta poszłam do kuchni i pokroiłam tiramisu. Gdy weszłam do salonu Piotruś siedział na kolanach u dziadka. Położyłam ciasto na stole.
-I jeszcze słodkości? Skarb, nie dziewczyna- mój przyszły teść wyraźnie mnie polubił- Trzeba by było jeszcze zapoznać nas z twoimi rodzicami- dodał.
Spuściłam głowę.
-Rodzice Moniki nie żyją- powiedział Zbyszek- Zginęli razem z jej bratem w wypadku samochodowym.
-Przepraszam, nie wiedziałem.
-Skąd miał tata wiedzieć. Po ich śmierci bardzo mi pomógł kuzyn, jest dla mnie jak brat. Zamieszkał ze mną i opiekował się mną.
Chwilkę jeszcze porozmawialiśmy, a potem musieli iść. Pożegnałam się i poszłam do synka.


Proszę komentujcie, bo lepiej się pisze, gdy się wie, ze ma się dla kogo ;)

środa, 20 lutego 2013

Rozdział XXVIII

     Rozpętała się wojna. Środkowi ganiali Igłę po całym mieszkaniu. Udało mu się ukryć w łazience, ale kiedyś musiał stamtąd wyjść, a oni czekali pod drzwiami. Zbyszkowi udało się ich na chwilę odciągnąć. W tym czasie przyszła reszta zespołu i została równie mile powitana przez libero jak wcześniejsi goście.
-Igła jak ja cię dorwę!- krzyczał Alek, na co reszta mu wtórowała.
-Krzysiu chyba już dziś z tego kibla nie wyjdzie- powiedział Zibi.
Siedzieliśmy chwilę czekając, czy Krzysiu pojawi się w salonie.
-Czyli to piwo będziemy musieli wypić sami- westchną teatralnie Zbyszek.
Usłyszeliśmy jak otwierana drzwi łazienki. Siatkarze ustawili się po dwóch stronach wejścia i czekali, żeby stanął w nich Igła. Gdy się pojawił rzucili się na niego. Leżał na samym dole.
-Złazić kolosy!- krzyczał.
-My jeszcze nie skończyliśmy. To jest pierwszy etap zemsty- powiedział Alek.
Po chwili zeszli z niego i usiedli spokojnie. Poszłam po Piotrusia, który leżał w sypialni. Paul przyszedł z córką. Dzieciaki dobrze się ze sobą bawiły, a my mogliśmy w spokoju porozmawiać.
-To teraz gadaj, gdzie się ukryłaś?- spytał Alek.
-W Bostonie.
-Znowu?- Kosa się zdziwił- nigdy bym na to nie wpadł. Ale urodziłaś też w Stanach?
-Nie przed wyjazdem mieszkałam w Krakowie z przyjacielem. Tam urodziłam, a potem wyjechaliśmy razem do USA.
-Ale po co tym razem?- dopytywał się Grzesiek.
-Przyjęli mnie na studia. Uznałam, że taka szansa się już nie powtórzy i pojechałam. W nie całe dwa miesiące zdałam drugi rok i wróciłam na miesiąc do Polski odpocząć.
-Czyli wrócisz tam?- teraz Igła się wtrącił.
-Wrócę- spuściłam głowę.
-Co?! Ale syna zostawisz z nami?- oburzył się libero.
-Jak to z wami?
-Znaczy się ze Zbyszkiem.
-Jasne, że nie. Zabieram go ze sobą.
-Ale on jest na to za mały!- Krzysiek był zdeterminowany, żeby przekonać mnie o słuszności jego zdania.
-Dziecko powinno być z matką!
Popatrzyłam na Zbyszka. Zrozumiałabym, gdyby on się o to wykłócał, ale nie Igła. Czemu to on walczył o to, żeby Piotruś został w Polsce, a nie jego ojciec?
-Dlaczego tak ci na tym zależy?- spytałam.
Popatrzył na Zibiego, a on mnie przytulił.
-Prosiłem Krzyśka, żeby postarał się ciebie przekonać.
-Ale dlaczego on? Sam nie mogłeś?
-Mogłem, ale bałem się. Myślałem, że mnie nie posłuchasz, zaczniesz mi wypominać ostatnią sytuację i wyjedziesz.
Popatrzyłam na wszystkich. Każdy zrobił minkę kotka z „Shereka” Słodko to wyglądało, ale uznałam, że nie złamię się. Mój syn miał zostać ze mną.
-Nawet nie proście syn leci ze mną!- wstałam i poszłam do sypialni. Słyszałam rozmowy siatkarzy. Wszyscy chcieli, żeby Piotruś został, a w szczególności Zbyszek, Pit i Igła. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby to najlepsze wyjście. Spokojnie skończyłabym studia, Konrad odzwyczaiłby się od małego, Zibi lepiej by go poznał. Ale ja strasznie bym za nim tęskniła. Przed zajściem w ciążę nie widziałam siebie jako matki, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez dziecka. W Polsce Piotruś uczyłby się cały czas języka polskiego, a nie na zmianę z angielski. Tylko czy ZB9 znajdzie odpowiednio dużo czasu żeby zająć się synem? Już trudno, zaryzykuję. Wróciłam do salonu. Gdy weszłam wszyscy zamilkli. Usiadłam koło Zbyszka.
-Mam pytanie czysto teoretyczne- nie chciałam na razie im mówić, że syn zostanie w Polsce- Czy jakbym go zostawiła miałbyś dla niego wystarczająco dużo czasu?
-Pewnie! Zajmowałbym się nim cały czas!- ożywił się Zibi.
-A podczas treningów lub meczy?
-Na treningi będę go zabierał, a podczas meczy...-zaciął się i spojrzał na Krzyśka.
-Moja żona jak będzie to się nim zajmie- włączył się Igła.
-A jak jej nie będzie?- spytałam.
-To moja- odpowiedział Grzyb.
Wyglądało na to, że już wszystko omówili. Zawahałam się na chwilę. Tak bardzo będzie mi go brakować. Wszyscy na mnie patrzyli.
-Ale jeśli cokolwiek mu się stanie zabieram go do Stanów i nikt już nie wyprosi, żeby został w Polsce- powiedziałam i wszyscy po kolei zaczęli mnie przytulać.
Podeszłam z Paulem do dzieci. On wziął na ręce córkę, a ja syna. Musiałam się teraz nim nacieszyć skoro miał zostać z ojcem. Zbyszek żegnał kumpli gdy wychodzili, a ja siedziałam z Piotrusiem na rękach. Nadal nie byłam pewna, czy bez niego wytrzymam. ZB9 usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Dziękuję- pocałował mnie.
-Tylko pamiętaj, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak zabieram go do Bostonu.
-Pamiętam- nagle spoważniał- na sobotę zaprosiłem rodziców. Masz rację czas, żeby was poznali. 

I kolejny rozdział. Komentujcie. Podoba się? ;)

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział XXVII

       Po treningu siedziałam na trybunach i czekałam na Zbyszka. Podszedł do mnie trener.
-Pogodziliście się?- zapytał bez zbędnych wstępów.
-Tak- odpowiedziałam.
-To dobrze widać było, że za tobą znaczy wami tęskni.
-Znów przeze mnie ucierpiała drużyna?
-Nie jak wiesz obroniliśmy mistrzostwo. Fakt mogło być lepiej, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
-Czyli nie ma mi trener tego za złe?
-Nie, ale mam nadzieję, że już wszystko między wami jest dobrze.
-Prawie wszystko- odpowiedziałam niepewnie. Właściwie nie wiedziałam dlaczego o wszystkim mu opowiadam, może potrzebowałam się wyżalić.
-To znaczy?
-Muszę wrócić do Stanów. Tam mam studia. I zostawiłam tam przyjaciela, który liczy na coś więcej niż przyjaźń z mojej strony.
-Czyli ty i Zbyszek nie będziecie razem?- był zdezorientowany.
-Raczej będziemy, ale nie wiem jak mam powiedzieć przyjacielowi, że między nami nic nie będzie.
-Mam nadzieję, że wszystko wam się ułoży. Kochacie się to widać. A syn wam się piękny urodził. Może odziedziczył też po ojcu talent do gry?
-Okaże się, chociaż po tym jak jeszcze w brzuchu był skłaniałabym się, że będzie piłkarzem.
-Czemu?
-Bo mocno kopie.
Zaczęliśmy się śmiać. Nie zauważyłam, że Zbyszek słyszał końcówkę rozmowy.
-Żadnym piłkarzem. Zobaczysz, że siatkarzem zostanie- wziął Piotrusia na ręce.
Pożegnaliśmy się z trenerem i poszliśmy do samochodu.
-Kilku chłopaków dziś wpadnie- powiedział ZB9.
-Kto dokładnie?
-Tak właściwie to cała drużyna, ale to dlatego, że chcą się z dzieckiem pobawić- uśmiechnął się. Był dumny z syna, to było widać.- Paul przyjdzie z córką. Chce ją zapoznać z Piotrusiem. Kiedy się urodził?
-11 maja.
-O to córka Paula 12 maja- uśmiechnął się.
-A jak ma na imię?
-Jessica.
-Ładnie. O której przyjdą?
-Koło 19.
-Musimy jeszcze do sklepu wstąpić w takim razie.
-To ja pójdę do monopolowego, a ty do spożywczego.
-Słucham? Jaki monopolowy? Wam nie wolno pić.
-Ale to tylko jedno piwo.
-Pomyśl jaki przykład dajesz dziecku.
-To jest chwyt poniżej pasa.
-Dobra, ale tylko piwo.
Uśmiechnięty poszedł w swoim kierunku, a ja w swoim. Miałam trochę czasu, więc postanowiłam, że zrobię prócz tiramisu i szarlotki jeszcze kolorowe babeczki. Kupiłam lukier i ozdobne koraliki. W domu sprawnie poszło i o 18 miałam wszystko gotowe. Tym razem Zbyszek w niczym mi nie pomógł, bo kazałam mu sprzątać i zająć się synem. Miałam czas, by się przebrać i umalować. Postawiłam na naturalny makijaż, a do tego czerwone rurki i brązowo-złoty top.
-Ślicznie wyglądasz- usłyszałam głos Zibiego.
-Dziękuję.
Pocałował mnie i w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja kiedyś zabiję tego Igłę- powiedział Zbyszek.
-Skąd wiesz, że to on?
Wtedy dzwonek jeszcze raz zadzwonił.
-Chodź przekonajmy się.
Poszliśmy otworzyć drzwi. Faktycznie stał w nich Krzysiek. Popatrzyłam na zegarek. Była 18:45.
-Będziecie mnie tak na zewnątrz trzymać?- zapytał Krzysiu.
Wpuściliśmy go.
-Nie mieliście być na 19?- spytałam.
-Tak, ale widzisz...
-Wymyślił sobie, że każdy kto wejdzie dostanie serpentyną w spreju- wytłumaczył ZB9.
-Co? Ale skąd ten pomysł?
-Bo za 99 groszy puszkę sprzedawali to uznałem, że trzeba to wykorzystać.
Zaśmiałam się. Nie mogłam się doczekać, aż reszta gości przyjdzie do mieszkania. Po 10 minutach był kolejny dzwonek. Poszłam otworzyć.
-Cześć- Pit pocałował mnie w policzek.
-Cześć- jego mi było żal. Miał iść na pierwszy ogień, ale zaraz za nim wszedł Kosa.
-A ja?
-Cześć Grzesiu.
Rozebrali się i poszli do salonu, a ja zostałam w tyle czekając na rozwój akcji.
-Igła już nie żyjesz!- powiedzieli chórem środkowi. 

Proszę piszcie komentarze. Lepiej jest pisać wiedząc, że ma się dla kogo ;)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział XXVI

     Z lotniska pojechałam na dworzec. W pociągu bawiłam się z Piotrusiem. Patrzyłam na niego. Był taki podobny do ojca. Te same oczy, te same rysy twarzy i kolor włosów. Jak on mógł pomyśleć, że to nie jest jego dziecko? Przez całą drogę synek nie dał mi odpocząć. Był pełen energii dzięki temu, że przespał cały lot. Dawid miał nas odebrać z dworca, ale nigdzie go nie widziałam. Dostałam sms-a. Od niego :”Nie dam rady was odebrać, ale wysłałem zastępstwo”. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną. Odwróciłam się modląc, żeby to nie była osoba o której myślę.
-Kochanie..- ten głos rozpoznam wszędzie.
-Nie nazywaj mnie tak.
Piotruś zaczął mi się wyrywać. Zbyszek spuścił głowę i zobaczył syna.
-Mogę?- wyciągnął ręce.
-Nie- powiedziałam i przytuliłam mocno małego.- Już wierzysz, że to twój syn? Nie za późno?
-Wiem, że to mój syn i mam nadzieję, że nie jest za późno.
-To w takim razie rozczaruję cię. Jest za późno. Daj nam spokój!
-Nie potrafię. Kocham was- ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie.
Nie umiałam się bronić. A może nie chciałam? Poczułam, że moje serce wali jak oszalałe. Bardzo mi go brakowało. Poczułam, że synek zaczyna się wiercić. Mimo że nie chciałam tego wyrwałam się Zbyszkowi. Popatrzył mi w oczy.
-Co się stało? Myślałem, że też to czułaś.
-Czułam- miał zdezorientowany wzrok- Ale też czułam, że gnieciemy dziecko.
Popatrzył na Piotrusia i wystawił ręce. Tym razem nie protestowałam, tylko podałam mu syna. Trzymał go tak jakby to był największy skarb. Wziął moją walizkę i poszliśmy do samochodu. Niechętnie oddał mi dziecko, ale musiał prowadzić. Jechaliśmy w kierunku jego mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce poczułam, że nigdy nie powinnam stąd odchodzić. Mały zasnął. Położyłam go na kanapie. Obok mnie usiadł Zbyszek i objął ramieniem. Z boku pewnie wyglądaliśmy na szczęśliwą rodzinę, ale w mojej głowie kotłowało się wiele myśli. Po pierwsze musiałam wiedzieć, czemu Zibi myślał, że go zdradziłam. Po drugie nie wiedziałam, czy będziemy razem. I po trzecie. Konrad. Czeka na mnie w Bostonie i na moją decyzję. Już traktuje nas jak rodzinę. Nie wiedziałam, czy dam radę powiedzieć mu, że nic między nami nie będzie.
-Wszystko się ułoży- wyrwał mnie z zamyślenia głos Zbyszka.
Uśmiechnęłam się. Do tej pory Konrad mi to mówił.
-Muszę cię o coś zapytać.
-Pytaj o co chcesz- powiedział przytulając mnie.
-Skąd pomysł, że to nie twój syn?
Westchnął i wszystko dokładnie mi opowiedział. Nie mogłam uwierzyć. Osoba, którą uważałam za przyjaciela zrobiła mi takie świństwo?
-Przepraszam cię. Nie powinienem im wierzyć, ale wpadłem w pułapkę. Wybacz mi. Kocham cię.
Pocałowałam go, a właściwie wpiłam się w jego usta. Tak bardzo mi ich brakowało. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zbyszek wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Długo nie odrywaliśmy się od siebie. Leżałam wtulona w Zibiego, ale przypomniałam sobie o synku. Wstałam i ubrałam bluzkę ukochanego.
-Gdzie idziesz?- nie odpowiedziałam.
Po chwili weszłam do sypialni z dzieckiem na ręku i położyłam się koło Zbyszka. Piotruś już nie spał. Zibi widząc syna zaczął się z nim bawić. Słodko wyglądali. Teraz, gdy byli obok siebie idealnie było widać jacy są podobni. Uśmiechnęłam się.
-Muszę jechać na trening.
-Jedź. Poczekamy tu.
-Zabieram was ze sobą. Chcę się wami nacieszyć i pochwalić synem.
Nie protestowałam. Wzięłam z walizki ciuchy i poszłam się przebrać. Gdy wyszłam moje miejsce zajął Zbyszek, a ja przebrałam synka. Pojechaliśmy na halę. Jak ja tu dawno nie byłam. Prócz nas nikogo więcej nie było. Zibi poszedł do szatni, a ja zostałam na trybunach. Po chwili usłyszałam krzyki.
-Monia!- Igła już do mnie biegł.
-Cześć wszystkim.
Zostałam otoczona. Mały przechodził z rąk do rąk. Każdy chciał go potrzymać.
-Czemu Piotrek?- zapytał Krzysiu.
-Ma imię po chrzestnym- uśmiechnęłam się do Pita.
-Jesteś jego chrzestnym?- spytał Kosa Nowakowskiego.
-Tak jakoś wyszło- zaśmiał się.
-Foch- powiedział Igła.
-A wiesz jak ma na drugie?- zapytałam. Pokręcił głową.- Krzysiu.
Od razu poprawił mu się humor.
-Ej chłopaki nie zamęczcie mi rodziny!- usłyszałam Zbyszka.
-Chłopie, ale on jest do ciebie podobny- powiedział Maciek.
-No normalnie skóra zdarta z ciebie- wtórował Grzyb.
-Ma się ten talent- uśmiechnął się Zibi.
-Do robienia dzieci?- zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta nie wyłączając mnie.
Siatkarze poszli się przebrać, a ZB9 usiadł obok mnie. Wyciągnął ręce, a ja podałam mu syna.
-Musimy iść do urzędu- powiedział nagle.
-Ale po co?
-Chcę uznać syna w świetle prawa i dać mu nazwisko.
-A nie uważasz, że przydałoby się zrobić jeszcze jedną rzecz?
-Jaką?
-Musisz przedstawić nas rodzicom.

O matko na dzisiejszym meczu myślałam, że zawału dostane. Siedze z koleżanką na trybunach stan 6:2 dla Bełchatowa. I wejście smoka :D Jak po meczu emocje? Jak się rozdział podoba? 

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XXV

     Na studiach szło mi bardzo dobrze. Wszystko o czym się uczyliśmy już umiałam, więc złożyłam wniosek o przyśpieszony tok nauczania. Miałam prywatne lekcje, a nauczycielka po miesiącu uznała, że umiem wszystko co powinna umieć studentka drugiego roku medycyny i mogę podejść już do egzaminów. Ucieszyłam się, bo dzięki temu wrócę z synem do Polski wcześniej. Tylko Konrad nie był do końca zadowolony.
-Poczekasz a mnie?
-Nie mogę. Po egzaminach jadę na miesiąc do kraju, a potem wracam na kolejne lekcje.
-Nie będę was widział aż miesiąc?
-Dasz radę. Będziesz miał więcej czasu na naukę.
Zapadła cisza. Konrad podszedł do mnie. Stałam przy ścianie, a on oparł o nią tak ręce, że nie mogłam uciec. Nasze usta dzieliły milimetry i już oboje wiedzieliśmy co się zaraz wydarzy. Pocałował mnie. Na początku ledwo musnął moje wargi, lecz za chwilę wpił się w nie. Całowaliśmy się długo, zachłannie i namiętnie, jakby nam obojgu tego brakowało, jakbyśmy już dawno na to czekali. Oddawałam każdy pocałunek. Po dłuższej chwili ciężko dysząc oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.
-Kocham cię- powiedział patrząc mi w oczy.
Zaskoczył mnie. Pomimo tego, że bardzo chciałam mu to powiedzieć nie umiałam. W moim sercu nadal był Zbyszek i choć bardzo chciałam i się starałam nie umiałam go stamtąd wyrzucić. Konrad chyba wyczuł o czym myślę.
-Poczekam ile będzie trzeba. Każdego dnia będę cię zapewniać o mojej miłości i starał się uszczęśliwić cię. Piotruś już jest dla mnie jak syn. Chcę się wami zająć i stworzyć rodzinę. Nigdy cię nie zranię, ani w ciebie nie zwątpię.
Wzruszył mnie tym wyznaniem. Może to jest to czego szukam? Miłość dla mnie i dla mojego syna, bezpieczeństwo, rodzina i dom. Konrad wydawał się być idealnym kandydatem. Przy nim mogłam w końcu zapomnieć o Zbyszku. Postanowiłam po powrocie z Polski dać mu odpowiedź. Przez kolejne dwa tygodnie mój współlokator na każdym kroku dawał mi dowody miłości. Zdałam egzaminy świetnie i mogłam lecieć do kraju. Gdy odprowadził mnie na lotnisko widać było, że jest smutny.
-Jak tylko wrócę dam ci odpowiedź- powiedziałam i delikatnie go pocałowałam.
-Będę na ciebie czekał. Kocham cię- przytulił mnie i pocałował Piotrusia w główkę.
Wsiadłam do samolotu i zastanawiałam się, czy wracając tu będę mogła powiedzieć mu te dwa słowa „kocham cię”?

Dawid:

Monika w niecałe dwa miesiące zdała drugi rok studiów. Byłem z niej strasznie dumny. W Polsce chciała przemyśleć jedną bardzo ważną sprawę. Konrad wyznał jej miłość. Lubiłem go i miałem nadzieję, że da jej szczęście. Traktował Piotrusia jak syna. Wierzyłem, że mogą stworzyć szczęśliwą rodzinę. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Poszedłem otworzyć.
-Siema.
-Cześć Łukasz- przywitałem się z kumplem.
Zaprosiłem go do salonu. Rozmawialiśmy o żużlu, ale widać było, że nie po to tu przyszedł. W końcu przeszedł do sedna sprawy.
-A Monika jest?
-Nie jutro wraca.
-Oby nie spotkała Bartmana, bo będzie cierpieć.
-No nie wiem. Przyjeżdża, żeby pomyśleć, czy kocha Konrada i chce z nim być.
-Co?! Ja ją rozdzielam z Bartmanem, a ona znajduje sobie innego gościa?!- zamurowało mnie.
-Coś ty powiedział?!- spuścił głowę.- Co zrobiłeś?! Gadaj i tak już się wydało!
-Zaaranżowałem sytuacje, w której Zbyszek podsłuchał moją rozmowę z kumplem, z której wynikało, że to ja jestem ojcem dziecka, a nie on.
-Co?! Podawałeś się za przyjaciela Moniki, a zniszczyłeś jej życie!
-Ja ją kocham!
-To nie jest miłość to jest obsesja! Idź i nie pokazuj mi się więcej na oczy!
Po tym jak wyszedł szybko pojechałem do Bartmana. Musiałem go przeprosić i wszystko wytłumaczyć. Przez tego kretyna mieli nie być razem? Nie pozwolę na to. Zadzwoniłem do drzwi.
-Co tu robisz?- zapytał mnie na wstępie.
-Musimy pogadać. Mogę wejść?
Wpuścił mnie, a ja najlepiej jak mogłem opowiedziałem mu czego się dowiedziałem. Z jego twarzy ciężko było na początku cokolwiek odczytać. W końcu, gdy skończyłem wkurzył się i zwyzywał Łukasz tak jak trzeba. Potem posmutniał i usiadł.
-Co ja narobiłem. Przez tego imbecyla straciłem rodzinę. Powiedz mi błagam gdzie oni są?
-Z tego co wiem to właśnie są w samolocie.
Popatrzył na mnie pytająco.
-Monika wraca z dzieckiem do kraju na miesiąc, bo w niecałe dwa miesiące zdała cały rok studiów.
-Gdzie była?
-W Bostonie.
-Uciekła ode mnie tam gdzie wcześniej?
-Tak, ale musisz wiedzieć, że masz konkurencję.
-Jaką?- był zdenerwowany.
-Konrad wyznał Moni miłość, a ona przyjeżdża zastanowić się, czy go kocha.
-Nie dam jej odejść. Nie stracę jej po raz kolejny.

Dziś jestem taka szczęśliwa po wygranej Resovii, że postanowiłam wrzucić rozdział :D Komentujcie rozdział i piszcie jak emocje po meczu ;)

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział XXIV

-Dawid mi powiedział, że urodziłaś.
-Nie powinien ci mówić.
-Zakazałaś mu mówić tylko Zbyszkowi.
-Piotrek nie powiesz Bartmanowi?
-Nie powiem. Zwątpił w ciebie, a ja cały czas mu mówiłem, że nigdy w życiu byś go nie zdradziła.
-Dzięki. Skoro już tu jesteś to mam prośbę.
-Proś o co chcesz.
-Zostaniesz ojcem chrzestnym Piotrusia?
-Dałaś dziecku na imię Piotrek?- wzruszył się- Jasne, że nim zostanę. Kiedy chrzciny?
-Konrad załatwił na jutro. Na początku myślałam, że to za wcześnie, ale teraz uważam, że jest dobrze.
-Nawet bardzo, bo jutro wieczorem muszę już wrócić do Spały.
Pogadaliśmy chwilę, a potem przyszedł lekarz z moim wypisem. Chrzciny były cudowne. Chrzestną została Magda. W kościele dzieci przychodziły do Piotrka co chwilę po autografy. Wszyscy się dobrze bawili i nikt co mnie ucieszyło nie wspomniał o Zbyszku.
Czas leciał szybko. Polacy wygrali ligę światową i przygotowywali się do mistrzostw europy. Ja opiekowałam się dzieckiem. Konrad bardzo mi pomagał, bez niego nie dałabym rady. Pit w przerwie między ligą światową, a przygotowaniami na ME przyjechał odwiedzić chrześniaka.
-Gadałem ze Zbyszkiem.
-Po co mi to mówisz?- zapytałam.
-Chce zobaczyć dziecko.
-Wie, że jesteś chrzestnym?
-Nie. Nie wie nawet, że to chłopiec.
-Nie mów mu nic. To on wszystko zepsuł, więc niech teraz za to płaci.
-Odsuwasz go od jego dziecka.
-Już wierzy, że to jego dziecko? Za późno. Piotrek?
-Hm?
-Zrobisz mi zdjęcie z małym na rękach?
-Jasne.
Podałam mu swój telefon. Gdy tylko zrobił zdjęcie wysłałam je Zbyszkowi z podpisem „A mogliśmy być szczęśliwą rodziną. Piotruś będzie żył bez ojca, ale przynajmniej ma wspaniałego ojca chrzestnego”.
-Możesz powiedzieć Zibiemu, że jesteś chrzestnym.
-Czemu?
Pokazałam mu co wysłałam Bartmanowi.
-Jestem wspaniały- uśmiechnął się.
-Pewnie, że jesteś.
Nagle posmutniał.
-Kiedy wyjeżdżacie?
Czyli przyszedł czas na tą rozmowę. Bałam się jej.
-Za dwa tygodnie.
-Co?! Ale mieliście później.
-Tak, ale chcemy się urządzić i przyzwyczaić znów do mówienia po angielsku.
-Ale Piotruś jest jeszcze za mały. Nie powinnaś go wywozić do Stanów.
-Mam studia. To moja życiowa szansa.
-Nie zatrzymam cię, ale..- nie dane mu było dokończyć, bo mój telefon zadzwonił.
Spojrzałam na wyświetlacz. Zbyszek. Pit, gdy zobaczył kto dzwoni wyrwał mi telefon.
-Ej!
-Cześć Zibi... Jestem chrzestnym to odwiedzam chrześniaka... pamiętasz jak zniknąłem na dwa dni ze Spały?... Czekaj zapytam. Mogę ci dać telefon?- zwrócił się do mnie.
-Nie- powiedziałam prawie bezgłośnie.
-Nie zgodziła się... Jasne przekaże. Trzymaj się. Kazał ci powiedzieć, że cię kocha i przeprasza.
-Za późno. A ty powinieneś oberwać za zabranie mi komórki.
-Przepraszam- popatrzył na mnie taką minką, że nie można mu było nie wybaczyć.
-Wybaczam- zaśmiałam się.
-Słucham mam jeszcze tydzień wolnego. Mogę zostać z wami ten czas? Chcę się nacieszyć małym.
-Jasne.
Czas minął szybko. Niem się obejrzałam siedziałam w samolocie do Bostonu.
-Wszystko będzie dobrze- mówił Konrad.
Po podróży weszliśmy do naszego nowego mieszkania. Rzeczy już tam na nas czekały. Piotruś nerwowo kręcił mi się na rękach.
-Zaczynamy nowe życie kochanie.- powiedziałam do niego i pocałowałam w czoło.


No spisaliście się w 100% :D To teraz kolejne 10 komentarzy i jutro nowy rozdział ;)