piątek, 1 marca 2013

Rozdział XXXVII

       Zbyszek wyszedł na trening z synem, a ja zostałam się pakować. Za dwa dni miałam samolot z Warszawy. Nie chciałam ich zostawiać. O wiele bardziej wolałabym uczyć się w Rzeszowie. Gdy miałam wszystko spakowane zabrałam się za obiad. Zrobiłam zapiekankę z ziemniaków i jajek. Usłyszałam otwieranie drzwi.
-Kochanie, jesteśmy.
Wyszłam z kuchni i pocałowałam Zibiego, a potem wzięłam od niego Piotrusia. Po obiedzie położyłam syna spać. Poczułam ręce na biodrach.
-Będzie mi ciebie strasznie brakować.
-Mi ciebie też.
Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
-Mam wolne. Mogę cię odwieźć do Warszawy.
-Dziękuje- pocałowałam go- Rozmawiałeś z Pitem?
-Tak. Zajmie się małym, gdy będę cię odwozić. Już się spakowałaś?
-Tak, mam wszystko- spuściłam głowę- Będzie mi was bardzo brakować.
-Nam ciebie też- pocałował mnie. Zadzwonił dzwonek- Co za idiota śmie nam przeszkadzać?
Uśmiechnęłam się i poszłam otworzy. Przyszli wszyscy zawodnicy Resovii.
-Chyba nie myślałaś, że puścimy cię bez pożegnania?- powiedział Igła.
Dostałam od nich ramkę, ze zdjęciem całej drużyny. Na środku stał Zbyszek z synkiem. Wzruszyłam się. Uściskałam wszystkich po kolei. Długo rozmawialiśmy, ale musieli iść. Schowałam zdjęcie do torby, wraz z tym, na którym jesteśmy we trójkę. Zbyszek mnie przytulił. Spędziliśmy cudowną noc. Następnego dnia wcześnie rano Pit przyszedł po chrześniaka.
-Mogłem go wczoraj wziąć nie musiałbym tak wcześnie wstawać.
-Trzeba było pomyśleć o tym wczoraj- wystawiłam mu język.
-Ale nie pomyślałem- wziął ode mnie synka i torbę z jego rzeczami- Mam nadzieje, że szybko do nas wrócisz- uśmiechnął się.
-Najszybciej jak się da- przytuliłam go.
-Koniec tych czułości. Musimy jechać- powiedział ZB9.
-Pa.
-Pa.
Wsiadłam do samochodu. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Bardzo chciałam zostać w Polsce. W USA czekał na mnie Konrad i na moją odpowiedź. Nadal nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.
-O czym myślisz?- zapytał mój narzeczony.
-O tym jak powiem Konradowi, że między nami nic nie będzie.
Kiwnął głową. Gdy byliśmy na lotnisku nie umiałam się z nim rozstać. Teraz, gdy wszystko się układało musiałam wyjeżdżać.
-Zadzwoń, gdy będziesz na miejscu. Kocham cię.
-Ja też cię kocham- powiedziałam i przytuliłam Zibiego.
Pocałował mnie. Musiałam iść. Trzymał mnie jeszcze za rękę, ale po chwili puścił. Idąc do samolotu odwracałam się jeszcze kilka razy. Lot strasznie mi się dłużył. Gdy dotarłam do Bostonu wzięłam taksówkę i pojechałam do mojego i Konrada mieszkania. Zastanawiałam się, czy nie powinnam poszukać jakiegoś innego, ale na razie muszę zobaczyć jego reakcję na moje słowa.
-Konrad?- weszłam niepewnie do mieszkania.
-Monia!- podbiegł do mnie.
Podniósł i zakręcił mną kilka razy. Po chwili mnie postawił i próbował pocałować. Odsunęłam się od niego. Rozglądnął się zdezorientowany.
-Gdzie Piotruś?- zapytał.
-Został w Polsce z ojcem.
-Słucham?! Zostawiłaś syna z Bartmanem?! Dlaczego?! Uwierzył, że to jego syn w końcu?!
-Konrad proszę nie krzycz. Załatwmy to jak dorośli ludzie.
-Co załatwmy?
-Wróciłam do Zbyszka- popatrzyłam na niego. Jego twarz nie wyrażała emocji- Wiedziałeś prawda?
-Wiedziałem.
-To dlaczego mi to utrudniasz?
-Bo cię kocham do cholery!- powiedział i wpił się w moje usta.
Odepchnęłam go. Widziałam w jego oczach złość. Próbowałam uciec do łazienki, ale mnie złapał. Wyrywałam się. Pchnął mnie. Poczułam przeszywający ból w głowie i straciłam przytomność.


Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział. Komentujcie co byście chcieli, żebym zmieniła w pisaniu. Chętnie przeczytam waszę opinie i uwagi ;)

1 komentarz:

  1. Nic nie zmieniaj jest dobrze ;) Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń