Bez
słowa wszedł do mieszkania, a ja nie umiałam się ruszyć.
Podszedł i zamknął drzwi. Chciał mnie przytulić, ale się
wyrwałam.
-Powiesz
mi do cholery jakim cudem ty żyjesz?!- krzyknęłam i zupełnie się
rozkleiłam.
-Spokojnie-
przytulił mnie.
Tak
długo nie słyszałam jego głosu. Zamiast go przytulić zaczęłam
okładać go pięściami po klatce piersiowej.
-Dlaczego?!-
krzyczałam- Dlaczego mi to zrobiłeś?!
-Proszę
uspokój się. Usiądźmy. Wszystko ci wytłumaczę.
-Nie!
Nie chcę cię słuchać! Wyjdź!
-Błagam
nie traktuj mnie tak. Kocham cię. Nie odsuwaj mnie od siebie-
usłyszałam rozpacz w jego głosie.
-Sam
się ode mnie odsunąłeś! Zostawiłeś mnie, gdy najbardziej cię
potrzebowałam! Udawałeś, że nie żyjesz, a ja cierpiałam! Jak
mogłeś mi to zrobić?!
-Nie
mów tak. Chroniłem cię. Pozwól mi wyjaśnić.
-Nie!
Wynoś się!
-Rozumiem,
że jesteś zdenerwowana. Przyjdę jutro o 17.
Wyszedł
a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Nie umiałam
zrozumieć dlaczego mi to zrobił. Wiedział, że cierpiałam, ale
nie raczył się pokazać. Jednak gdy go zobaczyłam to w duchu byłam
bardzo szczęśliwa. On żył. Usłyszałam otwieranie drzwi. Po
chwili do sypialni wszedł Zbyszek.
-Monia
co się stało?!- podbiegł do mnie.
-Przytul
mnie- tylko tyle udało mi się powiedzieć przez łzy.
-Kochanie
nie płacz- posłusznie mnie przytulił i zaczął gładzić po
głowie- Nie lubię, gdy jesteś smutna i płaczesz.
Mimo
wczesnej poru wtulona w ZB9 zasnęłam. Obudziłam się o 11. Matko
zazwyczaj nie śpię tak długo. Miałam na sobie piżamę, ale nie
pamiętałam, żebym się przebierała. Weszłam do salonu. Zbyszek
siedział na kanapie i bawił się z Piotrusiem. Gdy mnie zobaczył
uśmiechnął się. Podszedł, przytulił mnie i pocałował.
-Jak
się czujesz?- zapytał.
-Lepiej-
westchnęłam.
-Powiesz
mi co się stało?
-Tak.
Chodźmy do kuchni.
Trzymając
się za ręce poszliśmy do kuchni. Zaczęłam robić sobie
śniadanie, a Zibi usiadł na krześle. Gdy zjadłam popatrzyłam
narzeczonemu w oczy.
-Chodzi
o mojego brata- zaczęłam.
-Co
zrobił Dawid?- zapytał.
-Nie
nie nie. O mojego biologicznego brata, Kamila.
-Ale
on nie żyje- zdziwił się.
Po
policzku popłynęła mi łza. Zbyszek starł ją kciukiem.
-Przepraszam.
Nie chciałem.
-Nie
przepraszaj, nie masz za co. No więc Kamil żyje.
-Co?
Ale jak?
-Nie
wiem. Był wczoraj u mnie, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-To
powinnaś się cieszyć, a nie płakać- zauważył.
-On
mnie okłamał! Wiedział, że cierpię, a i tak się nie ujawnił!
-Nie
wiesz, dlaczego to zrobił. Porozmawiaj z nim. Niech ci wszystko
wytłumaczy.
-Ma
przyjść dziś o 17.
-Kurde
mam o 17 trening, ale nie pójdę.
-Nie,
idź. I weź Piotrusia. Chcę z nim porozmawiać sam na sam.
-Zgoda.
Wszystko będzie dobrze- podszedł do mnie i przytulił.
Czas
strasznie się dłużył. Chciałam mieć już tę rozmowę za sobą.
Usłyszałam dzwonek. Poszłam otworzyć. Stał tam. Miał niepewną
minę, nie wiedział czego się spodziewać. Bez słowa wpuściłam
go. Starałam się zachować spokój, ale nie przychodziło mi to
łatwo. Teraz kiedy ochłonęłam najchętniej rzuciłabym mu się na
szyję. Usiedliśmy w salonie. Zaczął się rozglądać. Zobaczył
zdjęcie.
-Co
to za chłopczyk?- zapytał.
-Mój
syn- odpowiedziałam oschle.
-Dawid
mówił, że masz dziecko.
-Co?!-
nie wytrzymałam- Dawid wiedział, że żyjesz?!
-Dwa
dni temu się dowiedział.
-To
stąd te pytania- powiedziałam pod nosem.
-Monia
przepraszam. Kocham cię. Pozwól mi być blisko ciebie.
I kolejny rozdział. Komentujcie, bo lepiej się pisze gdy się wie, że się ma dla kogo ;)
Czekamy na następny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńsuper *_* czekam na nny
OdpowiedzUsuń