środa, 13 marca 2013

Rozdział XLIX

         Bez słowa wszedł do mieszkania, a ja nie umiałam się ruszyć. Podszedł i zamknął drzwi. Chciał mnie przytulić, ale się wyrwałam.
-Powiesz mi do cholery jakim cudem ty żyjesz?!- krzyknęłam i zupełnie się rozkleiłam.
-Spokojnie- przytulił mnie.
Tak długo nie słyszałam jego głosu. Zamiast go przytulić zaczęłam okładać go pięściami po klatce piersiowej.
-Dlaczego?!- krzyczałam- Dlaczego mi to zrobiłeś?!
-Proszę uspokój się. Usiądźmy. Wszystko ci wytłumaczę.
-Nie! Nie chcę cię słuchać! Wyjdź!
-Błagam nie traktuj mnie tak. Kocham cię. Nie odsuwaj mnie od siebie- usłyszałam rozpacz w jego głosie.
-Sam się ode mnie odsunąłeś! Zostawiłeś mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam! Udawałeś, że nie żyjesz, a ja cierpiałam! Jak mogłeś mi to zrobić?!
-Nie mów tak. Chroniłem cię. Pozwól mi wyjaśnić.
-Nie! Wynoś się!
-Rozumiem, że jesteś zdenerwowana. Przyjdę jutro o 17.
Wyszedł a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Nie umiałam zrozumieć dlaczego mi to zrobił. Wiedział, że cierpiałam, ale nie raczył się pokazać. Jednak gdy go zobaczyłam to w duchu byłam bardzo szczęśliwa. On żył. Usłyszałam otwieranie drzwi. Po chwili do sypialni wszedł Zbyszek.
-Monia co się stało?!- podbiegł do mnie.
-Przytul mnie- tylko tyle udało mi się powiedzieć przez łzy.
-Kochanie nie płacz- posłusznie mnie przytulił i zaczął gładzić po głowie- Nie lubię, gdy jesteś smutna i płaczesz.
Mimo wczesnej poru wtulona w ZB9 zasnęłam. Obudziłam się o 11. Matko zazwyczaj nie śpię tak długo. Miałam na sobie piżamę, ale nie pamiętałam, żebym się przebierała. Weszłam do salonu. Zbyszek siedział na kanapie i bawił się z Piotrusiem. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się. Podszedł, przytulił mnie i pocałował.
-Jak się czujesz?- zapytał.
-Lepiej- westchnęłam.
-Powiesz mi co się stało?
-Tak. Chodźmy do kuchni.
Trzymając się za ręce poszliśmy do kuchni. Zaczęłam robić sobie śniadanie, a Zibi usiadł na krześle. Gdy zjadłam popatrzyłam narzeczonemu w oczy.
-Chodzi o mojego brata- zaczęłam.
-Co zrobił Dawid?- zapytał.
-Nie nie nie. O mojego biologicznego brata, Kamila.
-Ale on nie żyje- zdziwił się.
Po policzku popłynęła mi łza. Zbyszek starł ją kciukiem.
-Przepraszam. Nie chciałem.
-Nie przepraszaj, nie masz za co. No więc Kamil żyje.
-Co? Ale jak?
-Nie wiem. Był wczoraj u mnie, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-To powinnaś się cieszyć, a nie płakać- zauważył.
-On mnie okłamał! Wiedział, że cierpię, a i tak się nie ujawnił!
-Nie wiesz, dlaczego to zrobił. Porozmawiaj z nim. Niech ci wszystko wytłumaczy.
-Ma przyjść dziś o 17.
-Kurde mam o 17 trening, ale nie pójdę.
-Nie, idź. I weź Piotrusia. Chcę z nim porozmawiać sam na sam.
-Zgoda. Wszystko będzie dobrze- podszedł do mnie i przytulił.
Czas strasznie się dłużył. Chciałam mieć już tę rozmowę za sobą. Usłyszałam dzwonek. Poszłam otworzyć. Stał tam. Miał niepewną minę, nie wiedział czego się spodziewać. Bez słowa wpuściłam go. Starałam się zachować spokój, ale nie przychodziło mi to łatwo. Teraz kiedy ochłonęłam najchętniej rzuciłabym mu się na szyję. Usiedliśmy w salonie. Zaczął się rozglądać. Zobaczył zdjęcie.
-Co to za chłopczyk?- zapytał.
-Mój syn- odpowiedziałam oschle.
-Dawid mówił, że masz dziecko.
-Co?!- nie wytrzymałam- Dawid wiedział, że żyjesz?!
-Dwa dni temu się dowiedział.
-To stąd te pytania- powiedziałam pod nosem.
-Monia przepraszam. Kocham cię. Pozwól mi być blisko ciebie.

I kolejny rozdział. Komentujcie, bo lepiej się pisze gdy się wie, że się ma dla kogo ;)

2 komentarze: