-Monia
może zagrasz z nami?- zapytał Igła.
-Chyba
żartujesz. Wiesz jak dawno nie miałam piłki w ręce?
-To
czas ją wziąć do ręki- zaśmiał się.
-Nawet
jakbym chciała nie mam stroju- znalazłam wymówkę.
-Czekaj
zaraz coś ci znajdę- powiedział Zbyszek i nie zważając na moje
sprzeciwy zaciągnął mnie do szatni.
Po
chwili wyszłam przebrana. Koszulka ZB9 była o wiele za duża, więc
musiałam związać róg w supeł, żeby mi nie latała. Synek
siedział obok trenera,a ja odbijałam z Zibim. Nie szło mi
najgorzej. Później przyszło do grania. Byłam w zespole z Maćkiem,
Alkiem, Igłą, Nikolą, Pitem i Perłą. Tylko Zbyszek się burzył,
że nie jestem z nim. Szło mi dobrze. Na początku musiałam złapać
rytm, bo dawno nie grałam, ale później było już bardzo dobrze.
Moja drużyna wygrała 3:0 do 20,21 i 19. Z trybun zeszło dwóch
gości w garniturach i podeszło do trenera.
-Monia
możesz tu na chwilę pozwolić?- zawołał mnie.
Nie
wiedząc o co chodzi podeszłam do nich.
-To
jest trener żeńskiej drużyny siatkarek z Rzeszowa. Wszystko
wskazuje na to, że w tym roku wejdą do Orlen Ligi i chcieliby
widzieć cię w swoim składzie- wyjaśnił trener.
-Ale
ja nie jestem siatkarką- powiedziałam- Z chłopakami gram dla
zabawy.
-Jednak
ta zabawa dobrze pani wychodzi- zabrał głos jeden z panów- mogłaby
być pani naprawdę światowej klasy siatkarką. Niech mi pani obieca
przynajmniej, że się zastanowi.
-Zastanowić
się mogę, ale nie obiecuje, że się zgodzę- powiedziałam.
-Tu
ma pani mój numer telefonu- podał mi wizytówkę- jeśli się pani
zdecyduje proszę zadzwonić i dogadamy szczegóły.
Wzięłam
wizytówkę i poszłam do szatni. Podczas gdy trener przekazywał
zawodnikom jeszcze jakieś wskazówki przed meczem przebrałam się.
Weszłam na sale i wzięłam synka na ręce. Obok mnie usiadł
trener.
-To
duże wyróżnienie i ogromna szansa- zaczął.
-Wiem,
ale teraz dla mnie najważniejszy jest mój syn i ślub.
-Rozumiem,
ale do przyszłego sezonu jeszcze dużo czasu. Wyjdziesz za mąż, a
synka macie już dużego.
-Jednak
nadal jest za mały- powiedziałam- Gdybym się zgodziła to mecze
wyjazdowe moje i Zbyszka mogłyby się zbiec. I co wtedy z
Piotrusiem?
-A
twój kuzyn nie mógłby wam pomóc?- zapytał.
-Na
pewno by pomógł, gdybyśmy go poprosili, ale jakby to się często
powtarzało to byłoby mi głupio go tak wykorzystywać. Chyba,
że...- w tym momencie przyszedł mi do głowy Kamil.
Zawsze
namawiał mnie do spełniania marzeń. Kiedyś bycie siatkarką było
moim największym marzeniem, ale zrezygnowałam z niego. Uznałam, że
szanse dostaje jedna osoba na milion i zajęłam się nauką. Mój
brat był zachwycony Piotrusiem. Jeśli zgodziłabym się grać w
klubie to on musiałby mi pomóc z synem.
-Chyba,
że co?- wyrwał mnie z zamyślenia głos trenera.
-Ja
muszę to sobie poukładać. Po ślubie dam odpowiedź.
W
tym momencie podszedł do mnie Zbyszek.
-To
jedziemy?
-Jasne.
Do widzenia.
Na
razie nie mówiłam o niczym Zibiemu. Nie wiedziałam co powie Kamil.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do niego.
-Cześć
siostrzyczko. Miło, że dzwonisz.
-Cześć.
Słuchaj dasz radę jutro do mnie przyjechać?
-Jasne,
o której?
-Zbyszek
o 9 wyjeżdża na mecz. Może być o 11?
-Jasne.
-Dzięki.
To do jutra.
-Nie
mogę się doczekać. Pa.
Oddaje wam kolejny rozdział. Zapraszam na kolejny rozdział na moim drugim blogu http://moni2824-z-siatkowka-przez-zycie.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz