poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział LXXXV

          Otworzyłam oczy. Białe ściany dookoła. Nie lubiła szpitali. Koło mojego łóżka siedział Kamil.
-Monia- poderwał się, gdy tylko zobaczył, że otworzyłam oczy.
-Co się stało?
-Straciłaś przytomność po porodzie. Lekarz powiedział, że to nic dziwnego.
-Co z dziećmi?
-Są zdrowe mimo że urodziły się przed terminem. Ale mnie przestraszyłaś.
-Przepraszam. Dałeś radę. Nie zemdlałeś.
-No udało się. Jak patrzyłem na twoje męczarnie to myślałem, że tam nie wytrzymam.
-Wiesz kiedy będę mogła stąd wyjść?- spytałam.
-Z tego co lekarz mówił to jutro.
-To dobrze.
Do sali weszły dwie pielęgniarki. Niosły moich synów. Podniosłam się. Gdy zobaczyłam te kruszyny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Warto było to przejść, żeby teraz móc je wziąć na ręce. Ja wzięłam Kamilka, a mój brat dostał Michałka. Nie wiedział co robić. Nigdy jeszcze nie miał noworodka na rękach.
-A jak go upuszczę?- denerwował się.
-A spróbowałbyś.
Odwiedził mnie Dawid z Piotrusiem. Młody od razu chciał zobaczyć braci.
-Powiem tacie jak zadzwoni- zakomunikował.
-Nie. Kochanie tatuś będzie miał większą niespodziankę jak przyjedziemy do niego z dziećmi.
-Tak!- ucieszył się- Niespodzianka.
-Dokładnie.
Następnego dnia wróciłam do domu. W sypialni stało podwójne łóżeczko. Uśmiechnęłam się do Kamila i Dawida.
-Dziękuję wam.
-Nie ma za co. Prezent.
Położyłam synów. Słodko wyglądali. Byli identyczni. Zadzwonił mi telefon. Zbyszek.
-Cześć kochanie.
-Cześć. Czemu nie odbierałaś ode mnie wczoraj telefonów?- spytał.
-Coś mi się z telefonem stało.
-No dobra. Jak się czujesz?
-Dobrze.
-Cieszę się, że już za tydzień was zobaczę.
-My też.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy. Zajmowanie się trójką dzieci nie jest łatwe. Gdyby nie pomoc Kamila nie dałabym sobie rady. W końcu nadszedł ten dzień. Spakowałam wszystko, mój brat zniósł walizki, a ja ubierałam synów. Gdy Kamil wrócił wziął Michałka na ręce i Piotrusia za rączkę. Ja wzięłam Kamilka i zamknęłam mieszkanie. Nie mogłam się doczekać miny Zbyszka jak zobaczy synów. Droga była długa i męcząca. Musieliśmy często robić postoje z powodu dzieci. Jednak w końcu dojechaliśmy. Zameldowaliśmy się w hotelu. Rozpakowałam walizki i wtedy ktoś zapukał.
-Cześć- to była Iwona.
-Cześć- wpuściłam ją.
-Czekaj. Gdzie twój brzuch ciążowy?
-Tydzień temu urodziłam- uśmiechnęłam się do niej.
-I mi nic nie powiedziałaś? Gratuluję- przytuliła mnie- Z kim zostawiłaś dzieci?
-Wzięłam je ze sobą.
-Mogę je zobaczyć?
-Jasne. Nie zauważyłam jak do pokoju wleciał Seba.
-Ciociu, ale którędy one ci wyszły?- spytał.
-Już ci mówiłam, że na to pytanie odpowie ci jutro tata.
-No dobra. Zaczekam do jutra.
Weszliśmy do pokoju, w którym leżały niemowlaki. Iwona miała cały czas uśmiechniętą twarz.
-Pamiętam jak Seba był taki. Ale to były dawne czasy.
Następnego dnia stawiliśmy się na hali. Razem z Kamilem nieśliśmy dzieciaki. Czekaliśmy przed szatnią, aż pojawi się Zbyszek. W końcu cała reprezentacja na czele z Igła i moim mężem pojawiła się. Zibi, gdy nas zobaczył stanął jak wryty, a z nim cały zespół. 

To już prawdziwy rozdział. Komentujcie jak się podoba :)

3 komentarze:

  1. Ojojoj mina Zibiego bezcenna(tak jak to soboe wyobraziłam ;) ) Ale i tak nie mogę doczekać się rozmowy Seby z Igłą xdd
    Olgaaa xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa co Zbyszek zrobi :) Szczęśliwy będzie na maksa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę doczekać się rozmowy, o tym, skąd się biorą dzieci! Zibi pewnie trochę zaskoczony! Dobrze, że mu nic nie mówiła :P
    Mam nadzieję, że żadne dziecko nie umrze (właśnie skończyłam oglądać 'Kobietę w czerni', więc wiesz... trauma mała :)
    Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń