czwartek, 9 maja 2013

Rozdział XCV

         Czas do ślubu Natki i Dawida minął szybko. Nim się obejrzałam pomagałam jej ubrać suknię ślubną, umalować i uczesać się. Wyglądała pięknie. Widać było, że jest zdenerwowana. Przytuliłam ją.
-Spokojnie trzęsiesz się jak galareta.
-Nic na to nie poradzę. Jak sobie pomyślę, że mam przejść przez kościół przed tymi wszystkimi ludźmi, a potem jeszcze powiedzieć przysięgę małżeńską to nogi mi się trzęsą i mam gęsią skórkę.
-Właśnie widzę. Spokojnie. Dasz radę. Ja dałam to co ty masz nie dać- mrugnęłam do niej.
Pojawił się jej ojciec.
-Trzeba iść- powiedział.
-Weź głęboki oddech i pomyśl, że ty i Dawid jesteście tam sami, że nikt na was nie patrzysz. W tym momencie liczycie się tylko wy.
Widziałam, że zaczynała się uspokajać. Uśmiechnęłam się. Wyszłam, a zaraz za mną do marsza weselnego szła Natka. Wyglądała na spokojną, uśmiechała się. Ceremonia przebiegła pięknie. Gdy państwo młodzi wyszli z kościoła obrzucaliśmy ich ryżem. Na weselu oczywiście najpierw był wznoszony toast.
-Chciałbym wznieść toast za moją żonę- powiedział Dawid- Za to, że od dziś będziemy ze sobą do końca życia- uśmiechnął się.
-Gorzko! Gorzko!- wszyscy krzyczeli.
Mój kuzyn posłusznie pocałował Natalię. Miałam wrażenie, że tylko na to czekał. Wszyscy zaczęli tańczyć. Gdy Zbyszek musiał wyjść do toalety usiadłam na swoim miejscu.
-Monia!- usłyszałam.
-O cześć Marcin- przytuliłam go.
-Jezu jak ja dawno cię nie widziałem. Ostatni raz to chyba na imprezie w klubie parę lat temu.
-Chyba tak. Faktycznie długo się nie widzieliśmy.
-Co się z tobą działo przez ten czas? Dawid oczywiście nic mi nie mówił, bo po co.
-No więc mam męża, trójkę dzieci, dom. Normalne życie.
-Trójkę dzieci?- zdziwił się- Figurę masz jakbyś nigdy w ciąży nie była i kiedy ty zdążyłaś wyjść za mąż?
-Jakiś rok temu.
-Ale to szybko idzie.
-A jak u ciebie?
-Dobrze. Pamiętasz Kingę Dobrzańską?
-Jakbym mogła zapomnieć. Jak ja jej nie lubiłam. Cały czas się mądrzyła.
-No właśnie się z nią zaręczyłem.
-Ups. Nie gniewaj się.
-Ja miałbym się gniewać na ciebie? No coś ty. Zresztą za co? Za to, że mówisz prawdę? Strasznie się mądrzy to fakt, ale ma też swoje plusy.
-Nie wątpię.
W tym momencie wrócił mój mąż. Oczy Marcina wyglądały jak pięciozłotówki.
-Marcin poznaj to Zbyszek, mój mąż. Zbyszek to mój kolega Marcin.
-Wyszłaś za siatkarza?- zapytał nie zważając na to, że ZB9 stoi obok.
-Jak widać.
-Kochanie zatańczymy?- spytał mój mąż.
-Jasne.
Wyszliśmy na parkiet. Akurat leciała wolna piosenka. Przytuliłam się do Zbyszka i poruszałam się wraz z nim w rytm muzyki.
-Dziwny ten twój kolega- powiedział nagle.
-Marcin to specyficzny człowiek, ale nie można się z nim nudzić.
-Tak, a co robi?
-Raz była taka sytuacja. To była dość głośna sprawa. W Tyczynie gość zastrzelił swoich sąsiadów. A ten pacan jak o tym usłyszał poszedł tam, bo miał nadzieję, że zobaczy strzelaninę.
-Jemu życie nie miłe?
-Miłe, ale wiesz. Oleju w głowie to on nie ma.
-Właśnie widzę.
-Innym razem wracaliśmy z imprezy. Był dość dobrze wstawiony, a akurat koło Wisłoka przechodziliśmy. Rozebrał się do naga i chciał w rzece pływać. Najlepsze jest to, że była jesień.
-I co pływał?
-Nie chłopakom udało się go powstrzymać, ale było blisko.
-Ale masz znajomych.
Zaśmiałam się i tańczyliśmy dalej.

Dziś rozdział dość późno, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo wszystko było przeciwko mnie. Najpierw na rower z kuzynem pojechałam i w najdalszym punkcie trasy kapcia złapał. Powrót długo nam zajął, a potem jeszcze zadanie z polaka. Jak wam się rozdział podoba? Komentujcie :)

1 komentarz: