Czas
do ślubu Natki i Dawida minął szybko. Nim się obejrzałam
pomagałam jej ubrać suknię ślubną, umalować i uczesać się.
Wyglądała pięknie. Widać było, że jest zdenerwowana.
Przytuliłam ją.
-Spokojnie
trzęsiesz się jak galareta.
-Nic
na to nie poradzę. Jak sobie pomyślę, że mam przejść przez
kościół przed tymi wszystkimi ludźmi, a potem jeszcze powiedzieć
przysięgę małżeńską to nogi mi się trzęsą i mam gęsią
skórkę.
-Właśnie
widzę. Spokojnie. Dasz radę. Ja dałam to co ty masz nie dać-
mrugnęłam do niej.
Pojawił
się jej ojciec.
-Trzeba
iść- powiedział.
-Weź
głęboki oddech i pomyśl, że ty i Dawid jesteście tam sami, że
nikt na was nie patrzysz. W tym momencie liczycie się tylko wy.
Widziałam,
że zaczynała się uspokajać. Uśmiechnęłam się. Wyszłam, a
zaraz za mną do marsza weselnego szła Natka. Wyglądała na
spokojną, uśmiechała się. Ceremonia przebiegła pięknie. Gdy
państwo młodzi wyszli z kościoła obrzucaliśmy ich ryżem. Na
weselu oczywiście najpierw był wznoszony toast.
-Chciałbym
wznieść toast za moją żonę- powiedział Dawid- Za to, że od
dziś będziemy ze sobą do końca życia- uśmiechnął się.
-Gorzko!
Gorzko!- wszyscy krzyczeli.
Mój
kuzyn posłusznie pocałował Natalię. Miałam wrażenie, że tylko
na to czekał. Wszyscy zaczęli tańczyć. Gdy Zbyszek musiał wyjść
do toalety usiadłam na swoim miejscu.
-Monia!-
usłyszałam.
-O
cześć Marcin- przytuliłam go.
-Jezu
jak ja dawno cię nie widziałem. Ostatni raz to chyba na imprezie w
klubie parę lat temu.
-Chyba
tak. Faktycznie długo się nie widzieliśmy.
-Co
się z tobą działo przez ten czas? Dawid oczywiście nic mi nie
mówił, bo po co.
-No
więc mam męża, trójkę dzieci, dom. Normalne życie.
-Trójkę
dzieci?- zdziwił się- Figurę masz jakbyś nigdy w ciąży nie była
i kiedy ty zdążyłaś wyjść za mąż?
-Jakiś
rok temu.
-Ale
to szybko idzie.
-A
jak u ciebie?
-Dobrze.
Pamiętasz Kingę Dobrzańską?
-Jakbym
mogła zapomnieć. Jak ja jej nie lubiłam. Cały czas się mądrzyła.
-No
właśnie się z nią zaręczyłem.
-Ups.
Nie gniewaj się.
-Ja
miałbym się gniewać na ciebie? No coś ty. Zresztą za co? Za to,
że mówisz prawdę? Strasznie się mądrzy to fakt, ale ma też
swoje plusy.
-Nie
wątpię.
W
tym momencie wrócił mój mąż. Oczy Marcina wyglądały jak
pięciozłotówki.
-Marcin
poznaj to Zbyszek, mój mąż. Zbyszek to mój kolega Marcin.
-Wyszłaś
za siatkarza?- zapytał nie zważając na to, że ZB9 stoi obok.
-Jak
widać.
-Kochanie
zatańczymy?- spytał mój mąż.
-Jasne.
Wyszliśmy
na parkiet. Akurat leciała wolna piosenka. Przytuliłam się do
Zbyszka i poruszałam się wraz z nim w rytm muzyki.
-Dziwny
ten twój kolega- powiedział nagle.
-Marcin
to specyficzny człowiek, ale nie można się z nim nudzić.
-Tak,
a co robi?
-Raz
była taka sytuacja. To była dość głośna sprawa. W Tyczynie gość
zastrzelił swoich sąsiadów. A ten pacan jak o tym usłyszał
poszedł tam, bo miał nadzieję, że zobaczy strzelaninę.
-Jemu
życie nie miłe?
-Miłe,
ale wiesz. Oleju w głowie to on nie ma.
-Właśnie
widzę.
-Innym
razem wracaliśmy z imprezy. Był dość dobrze wstawiony, a akurat
koło Wisłoka przechodziliśmy. Rozebrał się do naga i chciał w
rzece pływać. Najlepsze jest to, że była jesień.
-I
co pływał?
-Nie
chłopakom udało się go powstrzymać, ale było blisko.
-Ale
masz znajomych.
Zaśmiałam
się i tańczyliśmy dalej.
Dziś rozdział dość późno, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo wszystko było przeciwko mnie. Najpierw na rower z kuzynem pojechałam i w najdalszym punkcie trasy kapcia złapał. Powrót długo nam zajął, a potem jeszcze zadanie z polaka. Jak wam się rozdział podoba? Komentujcie :)
Kolega zdziwko zaliczył.? :D
OdpowiedzUsuń