Obudziłam
się w ramionach męża. Uśmiechnęłam się, wstałam i poszłam
robić śniadanie. Po drodze zajrzałam jeszcze do synów. Słodko
wyglądali. Zrobiłam naleśniki i już chciałam pójść budzić
Zbyszka, gdy poczułam ręce na biodrach.
-Jesteś
aniołem- szepnął mi na ucho i pocałował w szyję.
-Bez
przesady- zaśmiałam się- Obudź Piotrusia.
-Już
lecę- jeszcze raz pocałował mnie w szyję i poszedł po syna.
Nałożyłam
śniadanie. Po chwili przyszedł Zibi z zaspanym Piotrusiem na
rękach. Zdziwiłam się na ten widok.
-Nie
chciał wstać- zaczął tłumaczyć ZB9 i posadził syna na krześle.
-Tato
chcę pospać- młody przetarł pięścią oko.
-Już
spałeś. Czas zjeść.
Więcej
nie protestował. Zjadł śniadanie i poszedł się ubrać, a ja
nakarmiłam bliźniaki. Koło mnie pojawił się mąż.
-Kochanie
wiesz, że będziesz musiał zająć się nimi?- spytałam- Ja mam
mecz.
-Wiem.
Pierwszy raz zobaczę cię na boisku. Gdzie masz strój?
-W
sypialni.
-Nie
pokazywałaś mi go.
-Nie
ma czego pokazywać. Zwykły strój. Zobaczysz mnie w nim dziś.
Położyłam
syna do łóżeczka i poszłam spakować się na mecz. ZB9 miał mnie
odwieść. Cała trója siedziała już z tyłu w aucie. Zibi
otworzył mi drzwi, a potem zajął miejsce kierowcy.
-Jak
ty chcesz się nimi naraz zająć?
-Normalnie.
Piotruś wybiega z wami na boisko, a bliźniaki leżą w wózku.
-No
to powodzenia życzę. Masz pieluchy?
-Mam.
-A
masz...- nie dał mi dokończyć.
-Kochanie
nie pierwszy raz zostaję z nimi sam.
-Wiem,
ale i tak się boję.
Gdy
dotarliśmy na halę przed wejściem stał Pit. Uśmiechnęłam się
i pocałowałam go w policzek na przywitanie.
-Dzięki
Bogu, że jesteś.
-U
grubo. O co chodzi.
Spojrzałam
czy Zbyszek nie słyszy. Na szczęście wyciągał wózek z
bagażnika.
-Błagam
pomóż mu z dzieciakami.
-Aaa
boisz się, że sobie nie poradzi- zaśmiał się środkowy- No nie
dziwię się. Kto zostawił by Zbycha z dziećmi?
-Piotrek-
spojrzałam na niego groźnie.
-Dobra,
dobra. Jasne, że mu pomogę. Siedzimy obok siebie w końcu.
-To
mi ulżyło.
Weszliśmy
już wszyscy na halę. Udałam się do szatni i przebrałam. Grałyśmy
dzisiaj z Muszyną. Gdy wyszłam z szatni zobaczyłam tłum
reporterów przy Zbyszku. Robili mu zdjęcia z wózkiem. Zaśmiałam
się i wyszłam z drużyną na boisko. Po rozgrzewce przyszedł czas
na wyjściowe szóstki. Ja na razie miałam zostać w kwadracie.
Pierwszy set to była porażka. Przegrałyśmy 19:25. Trener
strasznie się zdenerwował i mnie zawołał.
-Wchodzisz
na boisko.
Posłusznie
ściągnęłam dres i wyszłam z dziewczynami.
-Na
boisku pojawia się debiutantka. Monika Bartman. Żona Zbigniewa
Bartmana. Zaraz się okaże czy nazwisko zobowiązuje.
Przewróciłam
oczami i ustawiłam się. Szło mi bardzo dobrze. Ani razu nie
zostałam zablokowana. Udało nam się wyrównać wygrywając seta
25:20. Coraz lepiej czułam się na boisku i chyba było to widać.
Atakowałam coraz mocniej i pewniej. Kolejny set też był nasz
25:18. Dziewczyny się rozluźniły i grały pewnie. Dzięki dobremu
przyjęciu można było grać kombinacyjnie i trochę mnie odciążyły
na ataku. Gdy sędzia zagwizdał koniec meczu, który wygrałyśmy
3:1 wszystkie się cieszyłyśmy. Ostatni set skończył się 25:15.
Pozostało tylko wręczenie statuetki.
-Dzisiejszą
nagrodę MVP otrzymuje....Monika Bartman!- usłyszałam oklaski i
uśmiechnęłam się.
Odebrałam
nagrodę, podziękowałam zawodniczkom pod siatką za mecz i
podbiegłam do męża.
-Jestem
z ciebie dumny- szepnął- Kocham cię.
-Ja
ciebie też- pocałowałam go.
I jest ostatni rozdział. Jutro pojawi się epilog. Mam nadziej, że mimo wszystko podobało wam się moje opowiadanie. Proszę kto czytał i dobrnął do końca niech komentuje :)
szkoda że już koniec ;(
OdpowiedzUsuń... :( nie chce końca...! :c
OdpowiedzUsuńsię zdziwili jak zobaczyli Monię w akcji ^ ^
Kurcze trafiłam na to opowiadanie wczoraj i spędziłam przy nim cały dzień! :) jest naprawdę świetne! :D Szkoda, że się kończy :( Gratuluję pomysłu :)
OdpowiedzUsuńAlways <3
OdpowiedzUsuń