środa, 15 maja 2013

Rozdział C

        Obudziłam się w ramionach męża. Uśmiechnęłam się, wstałam i poszłam robić śniadanie. Po drodze zajrzałam jeszcze do synów. Słodko wyglądali. Zrobiłam naleśniki i już chciałam pójść budzić Zbyszka, gdy poczułam ręce na biodrach.
-Jesteś aniołem- szepnął mi na ucho i pocałował w szyję.
-Bez przesady- zaśmiałam się- Obudź Piotrusia.
-Już lecę- jeszcze raz pocałował mnie w szyję i poszedł po syna.
Nałożyłam śniadanie. Po chwili przyszedł Zibi z zaspanym Piotrusiem na rękach. Zdziwiłam się na ten widok.
-Nie chciał wstać- zaczął tłumaczyć ZB9 i posadził syna na krześle.
-Tato chcę pospać- młody przetarł pięścią oko.
-Już spałeś. Czas zjeść.
Więcej nie protestował. Zjadł śniadanie i poszedł się ubrać, a ja nakarmiłam bliźniaki. Koło mnie pojawił się mąż.
-Kochanie wiesz, że będziesz musiał zająć się nimi?- spytałam- Ja mam mecz.
-Wiem. Pierwszy raz zobaczę cię na boisku. Gdzie masz strój?
-W sypialni.
-Nie pokazywałaś mi go.
-Nie ma czego pokazywać. Zwykły strój. Zobaczysz mnie w nim dziś.
Położyłam syna do łóżeczka i poszłam spakować się na mecz. ZB9 miał mnie odwieść. Cała trója siedziała już z tyłu w aucie. Zibi otworzył mi drzwi, a potem zajął miejsce kierowcy.
-Jak ty chcesz się nimi naraz zająć?
-Normalnie. Piotruś wybiega z wami na boisko, a bliźniaki leżą w wózku.
-No to powodzenia życzę. Masz pieluchy?
-Mam.
-A masz...- nie dał mi dokończyć.
-Kochanie nie pierwszy raz zostaję z nimi sam.
-Wiem, ale i tak się boję.
Gdy dotarliśmy na halę przed wejściem stał Pit. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek na przywitanie.
-Dzięki Bogu, że jesteś.
-U grubo. O co chodzi.
Spojrzałam czy Zbyszek nie słyszy. Na szczęście wyciągał wózek z bagażnika.
-Błagam pomóż mu z dzieciakami.
-Aaa boisz się, że sobie nie poradzi- zaśmiał się środkowy- No nie dziwię się. Kto zostawił by Zbycha z dziećmi?
-Piotrek- spojrzałam na niego groźnie.
-Dobra, dobra. Jasne, że mu pomogę. Siedzimy obok siebie w końcu.
-To mi ulżyło.
Weszliśmy już wszyscy na halę. Udałam się do szatni i przebrałam. Grałyśmy dzisiaj z Muszyną. Gdy wyszłam z szatni zobaczyłam tłum reporterów przy Zbyszku. Robili mu zdjęcia z wózkiem. Zaśmiałam się i wyszłam z drużyną na boisko. Po rozgrzewce przyszedł czas na wyjściowe szóstki. Ja na razie miałam zostać w kwadracie. Pierwszy set to była porażka. Przegrałyśmy 19:25. Trener strasznie się zdenerwował i mnie zawołał.
-Wchodzisz na boisko.
Posłusznie ściągnęłam dres i wyszłam z dziewczynami.
-Na boisku pojawia się debiutantka. Monika Bartman. Żona Zbigniewa Bartmana. Zaraz się okaże czy nazwisko zobowiązuje.
Przewróciłam oczami i ustawiłam się. Szło mi bardzo dobrze. Ani razu nie zostałam zablokowana. Udało nam się wyrównać wygrywając seta 25:20. Coraz lepiej czułam się na boisku i chyba było to widać. Atakowałam coraz mocniej i pewniej. Kolejny set też był nasz 25:18. Dziewczyny się rozluźniły i grały pewnie. Dzięki dobremu przyjęciu można było grać kombinacyjnie i trochę mnie odciążyły na ataku. Gdy sędzia zagwizdał koniec meczu, który wygrałyśmy 3:1 wszystkie się cieszyłyśmy. Ostatni set skończył się 25:15. Pozostało tylko wręczenie statuetki.
-Dzisiejszą nagrodę MVP otrzymuje....Monika Bartman!- usłyszałam oklaski i uśmiechnęłam się.
Odebrałam nagrodę, podziękowałam zawodniczkom pod siatką za mecz i podbiegłam do męża.
-Jestem z ciebie dumny- szepnął- Kocham cię.
-Ja ciebie też- pocałowałam go.

I jest ostatni rozdział. Jutro pojawi się epilog. Mam nadziej, że mimo wszystko podobało wam się moje opowiadanie. Proszę kto czytał i dobrnął do końca niech komentuje :)

4 komentarze:

  1. ... :( nie chce końca...! :c

    się zdziwili jak zobaczyli Monię w akcji ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze trafiłam na to opowiadanie wczoraj i spędziłam przy nim cały dzień! :) jest naprawdę świetne! :D Szkoda, że się kończy :( Gratuluję pomysłu :)

    OdpowiedzUsuń